7.05.2013

Rozdział 19: Twarzą w twarz.

   
       Wieczorem Trisha pojechała do domu. Nick przyjechał po nią pod apartamentowiec, w którym znajdowało się mieszkanie Kyle'a i Jil. Umówiły się na kolejne spotkanie, następnego dnia.
Jeyline zamykając za nią drzwi, poczuła zawroty głowy i zrobiło jej się niedobrze. Usiadła na najbliższym krześle w kuchni i napiła się wody. Chyba za mało ostatnio spała. Poczekała, aż wszystko w koło przestanie wirować, po czym wstała i poszła do sypialni, po telefon. Chciała sprawdzić, czy nie ma czasem jakieś wiadomości od Kyle'a. Znów zaczęła się martwić. Teraz dodatkowo, w jej głowie, kotłowały się myśli o Matthew, o przeszłości, o tym, czy Kyle byłby zdolny zabić kogoś, byle tylko być z nią.
Nie było żadnej nieodebranej rozmowy, wiadomości, niczego. Za oknem było już ciemno. Do pokoju wpadały nikłe światła z parkingu pod budynkiem i ulic. Włączyła lampkę, stojącą na nocnym stoliku i usiadła obok, na brzegu łóżka. Wokół panowała kompletna, nieznośna wręcz cisza.
Pogrążona w niej zlękła się w pewnym momencie, słysząc jak ktoś podchodzi pod drzwi mieszkania i wkłada klucz do zamka. Poderwała się z miejsca i nasłuchując, szła w tamtą stronę. Stanęła z boku, gotowa w każdej chwili zaatakować. Nie spodziewała się nikogo, Kyle miał przecież wrócić za kilka dni, a Trisha chyba niczego nie zapomniała, no i nie miała kluczy! To musi być jakiś złodziej. Z sercem na ramieniu czekała aż wejdzie do środka, albo da sobie spokój i odejdzie. Ktoś chwilę męczył się z zamkiem, jakby nie mógł dopasować klucza.
   
     Drzwi w końcu się otworzyły, a w nich pojawił się Kyle. Zdziwiła się na jego widok, ale radość wzięła górę i nie zastanawiając się, dlaczego już tam jest, błyskawicznie znalazła się przy nim i objęła go w pasie.
- Witaj kochanie - przytulił ją z wyraźną ulgą - Udało mi się szybciej wszystko załatwić.
- To dobrze - powiedziała, wtulając twarz w jego kurtkę - Dlaczego nic nie napisałeś. Martwiłam się.
Pogładził ją po plecach, przytulając jeszcze mocniej i pocałował we włosy.
- Mówiłem ci, że to nic strasznego - odparł, ale przed oczami stanęły mu nagle zdjęcia jakie widział, informacje, jakie wcześniej przeczytał. Przymknął powieki, próbując odgonić od siebie te wspomnienia.
Jil podniosła wzrok na niego, jakby czuła, że coś jest nie tak. Dostrzegła wtedy zaschniętą krew i zaczerwienienie, nad jego górną wargą. Dotknęła delikatnie jego twarzy i spojrzała mu w oczy.
- Co się stało? - zapytała z lękiem.
- Nic takiego. Miałem tylko małe spięcie z szefem - uśmiechnął się lekko.
- Kyle... - jęknęła.
- Naprawdę, wszystko ok - pocałował ją.
Jil westchnęła, wiedziała, że nic z niego, na ten temat, nie wyciągnie. Wzięła go za rękę, popchnęła drzwi, które zatrzasnęły się za nimi i pociągnęła Kyle'a do kuchni. Musiała przeprowadzić z nim tą decydującą rozmowę, nie mogła tego odkładać, musieli wszystko sobie wyjaśnić. Nie chciała dłużej żyć w kłamstwie. Kochała go, ale mogła być z nim tylko wtedy, gdy nie będą mieć przed sobą żadnych tajemnic.
- Widziałam się dzisiaj z Trishą - zaczęła, siadając na jednym z krzesełek, przy stoliku.
- Co u niej? - udał, że go to obchodzi i zajął miejsce obok, nie odrywając od niej wzroku.
- Nie jest dobrze. Kompletnie nie radzi sobie z Nickiem, po stracie jego kuzyna... - spojrzała na Kyle'a, a potem wymówiła imię - Matthew. Zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach. Podobno był spokojną osobą i nigdy nie zrywał kontaktu z bliskimi, dlatego jeszcze trudniej im się z tym pogodzić. Ale Trisha mówiła też, że on znał mnie, że byliśmy razem - dodała i uważnie obserwowała jego reakcję.
Kyle spojrzał na nią podejrzliwie.
- Zdziwiłam się, bo przecież chłopak, który mnie zaczepiał, też miał tak na imię, więc może on nie zginął, tylko z jakiś powodów się ukrywa? - kontynuowała, nie odrywając od niego wzroku.
- To popularne imię. Niepotrzebnie robisz im nadzieję, sądząc że to właśnie on. - odparł. Jego twarz nie wyrażała teraz żadnych emocji - Nie powinnaś się nim przejmować. Musisz dojść do siebie, odzyskać siły. To jest teraz najważniejsze.
- Nie, Kyle. Nie dojdę do siebie, dopóki nie poznam prawdy - odparła bardziej stanowczo i wzięła go za rękę - Posłuchaj, Trisha opowiedziała mi wszystko, co było przed wypadkiem - Kyle chciał coś powiedzieć, ale przyłożyła mi palec do ust, przerywając - Poczekaj, daj mi dokończyć - skinęła spokojnie, bo zauważyła niepokój w jego oczach.
Kyle kiwnął, przymykając na chwilę oczy. Czuł, że nadszedł moment spowiedzi i teraz nie będzie odwrotu. Otworzył je i starając się panować nad sobą i emocjami, patrzył na ukochaną.
- Kocham cię. Chcę z tobą być. Ale nie będzie to możliwe, jeśli ciągle będziesz coś ukrywał, jeśli będziesz mnie okłamywał. Wiem, że nie byliśmy razem przed wypadkiem, że byłeś wtedy inny, a ja kochałam właśnie tego Matta. Dlaczego mnie okłamałeś? - zapytała łamiącym się już lekko głosem, z nadzieją, że nie usłyszy żadnej brutalnej prawdy.
Westchnął, zerkając na widok za oknem. Zastanawiał się od czego zacząć, jak jej powiedzieć to wszystko, co się działo. Spojrzał na nią smutno, czekała z nadzieją na odpowiedź. On jednak wiedział, że kiedy ją usłyszy, ich relacje z pewnością się zmienią, na gorsze.
- Tak. To prawda. Nie byliśmy razem. Nawet nie pozwalałaś mi się do siebie zbliżyć. Myślałaś, że cię skrzywdzę, bałaś się mnie. Byłaś taka uparta - uśmiechnął się gorzko - Nie mogłem pozwolić, by coś ci się stało, ale ty za wszelką cenę dążyłaś do samozagłady. Nie chciałaś mnie słuchać. Tak wiele razy próbowałem cię ostrzec. Już nawet nie chodziło o to, że byłem o niego zazdrosny, ale o twoje życie... - przerwał na chwilę. Patrzył na nią, a każdy odruch jej twarzy, zdziwienie, przerażenie, było dla niego jak kolejne szpilki wbijane w, już i tak zniszczone, serce.
Jil milczała, ale nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Zupełnie jakby słuchała historii jakieś obcej osoby, a nie wspomnień, które mówiły o niej, o tym jaka wcześniej była.
- Pozbywając się nadajnika, przeszłaś samą siebie - kontynuował - W Agencji nastało piekło. Wszyscy mieli cię szukać i najpierw Riwer rozkazał cię zabić, ale na szczęście szybko zmienił zdanie, ze względu na twój dar. Chciałem znaleźć cię przed nimi, ale nie zdążyłem. Zadzwonił i kazał mi pilotować helikopter. Wiedzieli już gdzie jesteś. Potem wszystko stało się tak szybko. Byłaś w Hiszpanii, z nim, złapali was i zabrali cię do laboratorium, a on... On miał zginąć. - przetarł twarz dłonią, z trudem wracał do tych zdarzeń - Nie mogłem nic zrobić - w jej oczach błyszczały łzy - Chociaż w sumie mogłem. Mogłem pozabijać ich wszystkich, ale... - dodał potem i uciekł wzrokiem - nie chciałem, byś do niego wróciła. Nie chciałem cię stracić. Pozwoliłem im wymazać ci wspomnienia. Pozwoliłem cię skrzywić - ostatnie słowa wypowiedział z wyrzutem, z żalem i nienawiścią do samego siebie. Podparł głowę na dłoniach, opierając je o stół, przy którym siedzieli.
      Przyłożyła dłoń do ust, a po policzkach spływały jej łzy. Wraz z jego kolejnymi słowami, napływały nowe wspomnienia, które stawały się coraz wyraźniejsze. Jakby odblokował je, podając nikomu nieznane hasło. W tej chwili chciała je zatrzymać, nie oglądać tego, zmieniła zdanie, wolałaby nie wiedzieć co się działo.
Kyle wstał i odszedł kawałek, w stronę salonu.
- Kochałaś Matthew, ale nie mogłaś z nim być, Agencja zabrania nam bliższych kontaktów ze zwykłymi ludźmi. Kiedy obudziłaś się, po operacji, nic nie pamiętając, ucieszyłem się. Wygrałem z nim. Agencja miała zadbać o to, by pozbyć się go na zawsze. Byłaś tylko moja - mimo, że mówił o czymś z czego powinien być dumny, co powinno sprawiać mu radość, jego głos był przesycony smutkiem i goryczą - Gdy zdałem sobie sprawę, że nie jesteś już taka, jak wcześniej, że się zmieniłaś - spojrzał na nią, zacisnął pięści zły na siebie - znienawidziłem siebie i wszystkich winnych tego, co się stało. Przez jakiś czas nie umiałem się cieszyć tym, że mam cię dla siebie. Wiele razy chciałem powiedzieć ci prawdę. Szczególnie po tym, jak Matthew próbował nawiązać z tobą kontakt. Najpierw nie wiedziałem jak, a potem, kiedy znów zaczęłaś się uśmiechać, nie mogłem cię zranić. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie będziesz płakać, nigdy nie będziesz cierpieć. Wiem, że to było egoistyczne, podłe, ale kocham cię. Coraz bardziej nienawidzę Agencji, ale za jedno jestem im wdzięczny. Za to, że dali mi ciebie - te słowa, tak szczere i płynące z wnętrza jego kamiennego serca, wstrząsnęły nawet nim, po policzku spłynęła łza - Nie będę cię prosił o wybaczenie, nie należy mi się, ale ty zasługujesz na to, by znać prawdę i móc decydować o sobie  - kiedy skończył, westchnął i poszedł do sypialni, ocierając opuszkami palców kilka łez. Nie umiał spojrzeć jej w tym momencie w oczy. Nie mógł znieść jej łez, które sam wywołał.

      Stanął przy oknie i obserwując okolicę, zaczął zastanawiać się, co teraz będzie. Oparł się ramieniem o framugę okna. Bolało go to, że prawdopodobnie straci Jil, że znienawidzi go tak, jak wcześniej. Nigdy nie zależało mu na nikim tak bardzo, jak na niej. Nigdy nikogo nie kochał. Dopiero co ją odzyskał, a teraz znów utarci. Dlaczego musi być sam? Odkąd go stworzono, znosi samotność. Czy taki właśnie jest jego los, to jest mu przeznaczone? Wcześniej mógł powiedzieć, że do tego przywykł, ale teraz, spotkał ją, byli szczęśliwi i znów to szczęście jest mu odbierane. Choć może to i lepiej, lepiej dla Jeyline. Skoro ma teraz zająć się podejrzanymi działaniami Agencji, nie powinien jej w to wciągać. Bezpieczniej będzie, jeśli ona odejdzie, wróci do Trishy, nie będzie miała z nim nic wspólnego. W razie, gdy go przyłapią, tylko on odpowie za to, co zrobił. Wolał od niej odejść i cierpieć samemu, niż narażać ją na potencjalne niebezpieczeństwo i martwić za każdym razem, kiedy będzie musiał zostawić ją samą w domu.
Najlepiej będzie, jak wyjedzie. Ukryje się gdzieś z dala od wszystkiego i wszystkich. Odda się całkowicie zadaniu, jakie sobie wyznaczył. Już teraz mógłby się przenieść gdziekolwiek, w znane mu odosobnione miejsce. Na przykład tam, gdzie zawsze chodził, chcąc uciec od "kolegów" z sierocińca.
Tak, to było dobre miejsce, nikt się tam nie zapuszczał. Ciekawe, czy dalej stoi ta stara szopa, przy cmentarzu - jego ulubione schronienie sprzed lat, w którym zawsze mógł się wyciszyć i zebrać myśli.

***

      Jeyline rozpłakała się. Schowała twarz w dłonie. Czuła się okropnie, chciała zasnąć i się nie obudzić. Uciec od tego strasznego, tak okrutnego świata. Dlaczego to ją muszą spotykać takie rzeczy? Czym sobie na to zasłużyła? Nie rozumiała tego i przez to cierpiała jeszcze bardziej. Przypomniała sobie wszystko, co się wydarzyło tamtego dnia. Wypadek, Matthew, Kyle'a, blade obrazy laboratorium, sali operacyjnej. Zamknęła oczy, to było dla niej za wiele. Znów zakręciło jej się w głowie.
Okłamywał ją cały czas, wykorzystywał to, że nic nie pamięta. Nawet, gdy spotkała Matthew, Kyle nie powiedział nic, co by pomogło jej sobie przypomnieć wydarzenia z przeszłości. Więc tak bardzo kochała tego chłopaka, że była w stanie za niego zginąć? Pozbyła się nadajnika i uciekła z nim, wierząc, że ukryje się przed Agencją, przed szefem. Przecież im nic nie umknie, nikt się przed nimi nie ukryje. Była głupia. To nie tylko wina Kyle'a, ale też jej. To ona wpakowała się w kłopoty, narażając przy okazji i Matthew, i Kyle'a. To ona była egoistką, nie liczącą się z tym, że krzywdzi innych. Dążyła do celu, za wszelką cenę. Nie różni się wcale od przeklętego Riwersa, który po trupach, pnie się w górę.
Dodatkowo przypomniała sobie ten nieszczęsny bal. Wszyscy mieli jej za złe, że uciekła z człowiekiem, narażając dobro firmy i powodzenie misji. Mieli rację. Była beznadziejna. Powinna odizolować się od reszty, bo przysparza tylko samych kłopotów!
Katowała się tymi myślami, dusząc płacz i krzyk w sobie. Zakrywała usta materiałem tuniki, by stłumić szloch.
Jak ma to zrobić, jak ma od niego odejść, skoro go kocha. Mimo wszystko, nawet teraz, kiedy zna już prawdę, kocha Kyle'a. Pamiętała sobie swoje relacje z Mattem, ale teraz czuła tylko żal i smutek, chciała odnaleźć go i przeprosić. Wiedziała, że jest dla niej ważny, ale to była inna miłość niż ta, którą darzyła Kyle'a.
Podniosła głowę i otarła łzy. Starała się choć trochę opanować. Powoli wstała i ruszyła do sypialni. Co kawałek przystawała, musząc złapać równowagę lub otrzeć mokre oczy. Kyle stał przy oknie, tyłem do niej. Podeszła i objęła go od tyłu. Od razu poczuła się spokojniej, bezpieczniej i nagle cała rozpacz i gniew ją opuściły. Serce zaczynało się uspokajać, oddech dążył do stabilności.

***

      Niewiele brakowało, by przeniósł się w tamto miejsce, ale nagle poczuł oplatające go w pasie ramiona. Otworzył oczy i najpierw dotknął jej dłoni, a potem powoli odwrócił się w jej stronę.
- Kocham cię, nie chcę cię stracić. Nie możesz mnie zostawić samej w tym strasznym świecie - powiedziała cicho, jakby czytała mu w myślach. Resztki łez spływały po jej policzkach, wyznaczonymi już przez poprzednie dróżkami.
Dotknął dłońmi jej twarzy i kciukami otarł kąciki oczu, pozbywając się mokrych śladów łez.
- Nigdy tego nie zrobię, chyba że sama będziesz kazała mi odejść - powiedział spokojnym głosem i pocałował ją czule w usta, z ulgą, ale i uwielbieniem.
Odwzajemniła pocałunek, a potem schowała się w jego ramionach. Tak bardzo tego potrzebowała.
- Żadnych kłamstw i sekretów, dobrze? - wyszeptała po chwili..
- Obiecuję - pogładził ją po włosach, tuląc do siebie. Już miał wspomnieć jej o tym, czego się dowiedział, o zdjęciach i aktach, ale poczuł jak jej ciało nagle osuwa się w jego ramionach - Jil! - wystraszył się, łapiąc ją w ostatniej chwili, zanim upadła na ziemię.
Przerażony od razu położył ją na łóżko. Nie wiedział co się dzieje, jak się zachować.
- Jil. Co ci jest? Słyszysz mnie? Ocknij się! - wołał spanikowany. Serce przyspieszyło pracę i w głuchej ciszy, zdawał się słyszeć tylko jego uderzenia - Jil!
Złapał ją za rękę. Dłuższą chwilę próbował ją jakoś ocucić. Kiedy to nic nie dawało, zerwał się gotowy by dzwonić do któregoś z lekarzy agencji, ale wahał się. Zerkał na nią z nadzieją, że zaraz się wybudzi, wyszukując jednocześnie odpowiedni numer, na liście kontaktów.

***

      I nagle, niespodziewanie zapanowała ciemność. Nie wiedziała, co się stało.  Po chwili zobaczyła jakieś obrazy. Jednak nie były to wydarzenia z przeszłości, a przynajmniej nie pamiętała nic podobnego.
Najpierw ukazała jej się kobieta. Piękne, długie, jasne włosy, rozwiewał wiatr. Biegła przez jakąś łąkę. Wyglądała na szczęśliwą. Potem jednak drzewa, trawa i kwiaty, zaczęły zmieniać się w paskudne, brudne chodniki, budynki, które raczej odstraszały, niż zachęcały do dalszej drogi. Wbiegła w jakąś uliczkę, sądząc po otoczeniu, wieżowcach malujących się na niebie, był to Nowy Jork. Kobieta zatrzymała się, bo ktoś zawołał ją z tyłu. Kiedy się odwróciła, Jil uświadomiła sobie, że widzi siebie. To ona stała w niebieskiej, zwiewnej sukience i rozpuszczonych włosach, wśród obskurnej dzielnicy, patrzyła na kogoś z przerażeniem. Jednak nie to, było najdziwniejsze. Jasnowłosa kobieta, tak bardzo podobna do niej, była w ciąży. Duży brzuch, odznaczał się na cienkiej sukience i nie dało się go nie zauważyć.
Osobą, która ją wołała był mężczyzna, łysy, o groźnych rysach, w czarnym garniturze, czarnych okularach, dokładnie taki, jak ci, którzy kiedyś porwali ją, by zawieźć do dyrektora Agencji.
Na twarzy dziewczyny od razu dostrzegła panikę i lęk. Szukała wzrokiem drogi ucieczki, ale nie było żadnej. Jedyna uliczka, prowadziła wprost do mężczyzny. Spróbowała pobiec i wyminąć go, ale ten, zdążył ją złapać. Skrępował jej ręce z tyłu i poprowadził do samochodu. Tam usiadła pomiędzy dwoma innymi. Zawieźli ją do laboratorium. Doktor Scott, który wyraźnie ucieszył się na jej widok, zabrał ją do jednej z sal i wstrzyknął coś w ramię.
Po chwili dziewczyna zaczęła rodzić. Urodziła dziewczynkę. Śliczną, o ciemnych włosach i oczach. Na twarzy młodej mamy pojawił się lęk, jakby coś było nie tak. Do sali wszedł Riwers i zabrał dziecko.
Kobieta zaczęła przeraźliwie krzyczeć, chciała zerwać się ze szpitalnego łóżka, ale asystentki i Scott ją powstrzymali, krępując jej ruchy.

Jeyline obudziła się z krzykiem.
- Zostaw ją! - wykrzyczała podnosząc się na łóżku. Była cała zlana potem i ciężko dyszała.
Kyle, który stał pod szafą, naprzeciw łóżka, z telefonem w dłoni, od razu dopadł do niej.
- Jil. Wszystko w porządku? Ale mnie wystraszyłaś.Straciłaś przytomność i nie mogłem cię obudzić. Może zadzwonię po Jeffesona, niech cię zbada - mówił spokojnym, ale lekką nutą strachu, głosem, gładząc jej ramiona i patrząc w oczy.
- Nie! - rzuciła od razu i schowała twarz w dłonie, które drżały jakby było jej zimno - Nie dzwoń do nikogo z Agencjii, Kyle. Ja widziałam coś dziwnego. Widziałam siebie. Byłam w ciąży, a oni zabrali moje dziecko! - mówiła szybko, mało wyraźnie.
Kyle obejmował ją i delikatnie głaskał po plecach, ale nagle przerwał, słysząc jej słowa.
- Dziecko? - zszokowało go to - Jesteś pewna, że to byłaś ty? - zapytał gdy przetrawił to, czego się dowiedział i podniósł jej twarz.
Przytaknęła lekko. Była wystraszona, jej ciało przechodziły fale dreszczy.
- Ja, chyba jestem w ciąży - dodała zaraz i uciekła wzrokiem, zerkając na swój brzuch, który teraz wydał jej się, prawie tak wielki jak w wizji - Ostatnio dziwnie się czuję, czasem miała nudności, a teraz jeszcze te przewidzenia. Wróciła mi moc, ale co z tego, jak od razu pokazuje mi się coś takiego! - jęknęła histerycznie.
- Nie martw się kochanie, nie pozwolę nikomu skrzywdzić naszego dziecka. Nigdy. - odparł stanowczo, a potem zapytał z troską - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że źle się czujesz, że coś ci dolega?
- Nie chciałam cię martwić, byłam pewna, że to zmęczenie - wyjaśniła.
Przytulił ją mocno. Stopniowo, powoli docierało do niego to, co się dzieje, to co właśnie usłyszał. Będzie ojcem. Ale czy to możliwe, tak nagle, akurat teraz? Przecież od niedawna są ze sobą, to znaczy od niedawna ze sobą współżyją, wcześniej Jil go do siebie nie dopuszczała.
Nie myślał dotąd o tym, jak to będzie, gdy ich rodzina się powiększy. Nawet nie mili oficjalnego ślubu. Owszem Agencji o to właśnie chodzi, by jak najszybciej mieli potomstwo, ale on uważał, że to trochę za szybko. Chciał by Jeyline zasmakowała wszelkich przygód, szaleństwa, spróbowała różnych rzeczy w swoim życiu, zanim zamknie rozdział zabawy i przejdzie do roli rodzica. Jednak długo się nad tym nie zastanawiał, bo jej kolejne stwierdzenie przywróciło go do rzeczywistości.
- Kyle, dlaczego oni chcieli zabrać nasze dziecko? To wyglądało tak, jakby on chciał ją skrzywdzić. Chciał skrzywdzić naszą córeczkę. Czy to się stanie naprawdę? - miała łzy w oczach. Patrzyła na niego z nadzieją, że powie jej: to był tylko sen, nic takiego się nie wydarzy. Ale doskonale zdawała sobie sprawę, że jej wizje dotąd się sprawdzały.
- Miałaś wizję przyszłości. Ale wszystko może się jeszcze zmienić, w zależności od tego, jak postąpimy. Teraz musimy dowiedzieć się, czy faktycznie jesteś w ciąży - i który to miesiąc. Dodał w myślach. Nie chciał jej jeszcze bardziej dołować, ale nie wiedzieć czemu, miał złe przeczucia. To bardziej niż prawdopodobne, że dziecko może być Matthew. Dlatego Agencja mogła chcieć je zabrać, a nawet zabić.
- Nie mogą o tym wiedzieć, nie mogą - mówiła w kółko, ciągle drżąc.
- Nie dowiedzą się - powiedział i wtedy zadzwonił jego telefon.
Zerknął na wyświetlacz, na którym pojawiło się logo Agencji i podpis - Jefferson.

4 komentarze:

  1. Hej :) Przepraszam, że dopiero teraz czytam, ale jak wiesz miałam trochę na głowie i po prostu musiałam się pozbierać ... Ech, miałam czuja co do tej ciąży, oj miałam ... :) Mam nadzieję, że ta banda psycholi ( czytaj Agencja,) nie zabierze im dziecka. Tak sobie myślę, że ono będzie miało jakieś specjalne zdolności, skoro chcieli je porwać. Mam nadzieję iż wkrótce się dowiem.

    Myślę też, że kłopoty z komputerem się rozwiązały i niebawem uraczysz nas nowym rozdziałem. Mnie osobiście chybaby coś trafło, gdybym straciła wszystkie rozdziały :) Przezornie chyba zgram wszystko na pendrive :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Przeczytałem tę notkę i powiem Ci, że masz całkiem wyrobiony styl pisania. Zdania układasz swobodnie i sesnownie. Brakowało mi w tekście trochę więcej opisów miejsca, w którym bohaterowie się znajdują. Znalazłem tylko trzy błędy. 1. "Zdziwiłam się, bo przecież chłopak, który mnie zaczepiał, też miał tak na imię, więc może on nie zginął, tylko z jakiś powodów się ukrywa" - nie powinno być 'z JAKICHŚ' zamiast jakiś? 2. "Pozwoliłem cię skrzywić..." - chyba powinno być 'SKRZYWDZIĆ'? 3. "Mówił spokojnym, ale lekką nutką strachu, głosem" - chyba powinno być ' Z LEKKĄ nutką. Do wcześniejszych rozdziałow nie chce mi się zaglądać, ale daj znać jak pojawi się nowy, to chętnie przeczytam. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz, że dopiero teraz komentuje, ale nie miałam ostatnio do tego głowy. Jil w ciąży? No proszę. Mam tylko nadzieje, że nie zabiorą jej dziecka. Nadal mam mieszane uczucia co do tego, którego z nich powinna wybrać. Matt lub Kyle... Muszę przyznać, że od początku darzyłam sympatią Kyle'a i chyba nadal bardziej go lubię. Jestem ciekawa co dalej się wydarzy i jak potoczą się sprawy z agencją.
    Niedługo pozbieram się i napiszę u siebie kolejny rozdział. Zbliżają się wakacje i wszyscy będą w opór dodawać rozdziały. Mam nadzieje, że tak będzie również u ciebie. Nie daj nam za długo czekać na dalszy rozdział.

    Pozdrawiam,
    Hekate ~♥~

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy nowy rozdział? BŁŁŁŁŁŁŁŁŁAGAM dodaj coś! Plisss !!!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy