5.04.2013

Rozdział 18: Niczym cień.

   
       Był wściekły, miał ochotę pozabijać ich wszystkich, za to bezczelne potraktowanie. Nie taka była umowa. W Agencji, mimo że był środek nocy, nadal znajdowało się sporo ludzi. Wjechał na odpowiednie piętro i ruszył na koniec korytarza. Jego twarz wyrażała jasno, że lepiej go nie zaczepiać, nie podchodzić, nic od niego nie chcieć.
- Byliśmy umówieni na rano. - wysyczał wchodząc do gabinetu zastępcy dyrektora. Nie zapukał, tylko po prostu wszedł, jak do siebie. Nie zauważył, że siedzi tam też Riwers. Kiedy usłyszał jego głos, tylko westchnął. No tak, czego on się spodziewał. Przecież to jego sprawka. Pan każe, sługa musi.
- Nastąpiła mała zmiana planów. - odparł dyrektor i skinął na zastępcę. Ten wziął z biurka zwinięty w rulon, duży kawałek papieru i podszedł do nich. Rozwinął go i położył na stole, przy którym siedział dyrektor.
Kyle ciągle nie mógł przywyknąć do tego, że w Agencji bawią się z tonami papieru, w czasach takich technologii, które pozwalały im tworzyć trójwymiarowe projekcje wokół siebie. Jednak ktoś mu kiedyś powiedział, że w tym tkwi cały sekret. Wszystko o czym nikt nie powinien mieć pojęcia, co powinno pozostać tajne, musi być zabezpieczone przez hakerami, włamywaczami, ale z możliwością natychmiastowego zniszczenia. Dlatego laboratorium i inne oddziały firmy, wszelkie raporty, wyniki badań, informacje, mapy, zdjęcia, przechowywali w teczkach i archiwach, a nie na dyskach lub w sieci. Poprzez sieć i media, byli w stanie znaleźć każdego i o wszystkim się dowiedzieć, doskonale więc wiedzieli, przed czym się chronią i jak mają to robić.
- To mapa ich siedziby. Tu i tu są portiernie i strażnicy - zastępca wskazał miejsca na mapie, przechodząc od razu do rzeczy - Ty masz dostać się tutaj. W sejfie są dokumenty, których potrzebujemy. Tutaj, co jakiś czas pojawia się strażnik mający obchód. Chodzi stąd, tu - wskazał ścieżkę, przeciągając palcem po mapie - Kod do sejfu już znamy. Nie chcemy wzbudzać niepotrzebnej paniki, każąc komuś się tam włamać w naturalny sposób, musisz być jak cień. Rozumiesz?
- Wejdziesz tam niezauważony, otworzysz sejf, jak gdyby nigdy nic, weźmiesz papiery i wrócisz. Zrób to tak, by nikt nic nie zauważył. - dodał dyrektor. Wyglądał tak, jakby był już znudzony tą sprawą. A może był zmęczony? W końcu mamy środek nocy.
- To są pola zasięgu kamer? - Kyle wskazał zaznaczone na biało, przy czerwonych punktach, koła lub ich fragmenty.
- Tak, musisz je omijać. Możemy jedynie zmienić obraz w kamerze przy sejfie, tak byś mógł stanąć przy nim i zabrać dokumenty. Ale będzie to trwało około minuty. Musisz się spieszyć. Reszta kamer będzie działała normalnie. Nie możemy zmieniać wszystkich obrazów, bo ich zabezpieczenia mogłyby coś wykryć. Mają tak samo dobre środki jak my.
- Rozumiem. - odparł analizując mapę i ustalając już sobie punkty, w których będzie przechodził. Musiał poznać budynek, by wiedzieć gdzie się pojawić. Mógł przenosić się tylko w miejsca, które znał. Po chwili, przez głowę przeszło mu pewne pytanie i niechcący zadał je na głos - Czyja to siedziba?
- ONZ - rzucił krótko dyrektor, wstając z fotela - Idź już Kyle. Szkoda czasu. - ruszył do drzwi - Nie zawiedź mnie, proszę - dodał sucho kiedy je otworzył, a potem wyszedł.
- ONZ? Co tam jest takiego, co musicie ukraść? - Kyle spojrzał na zastępcę.
- Dokumenty. Nic więcej. - odparł i spojrzał na niego, dając mu do zrozumienia, by nie pytał o nic więcej, tylko wziął się do roboty - Daj mi znać jak będziesz w pobliżu sejfu, po trzydziestu sekundach, będziesz miał minutę na zabranie papierów, potem zobaczą cię na ekranach monitoringu.
Kyle skinął głową, zrobił zdjęcie mapy, a potem kilku fragmentów, które uznał za najistotniejsze. Schował telefon do kieszeni. Zastępca nie zwracał już na niego uwagi, zajął się swoimi sprawami. Kyle przeniósł się w okolice celu.

       Budynek był wysoki, przeszklony. Wokół oświetlało go mnóstwo lamp, które mieniły się, w ciemnych szybach wielkich okien. Dookoła budynku, było kilka mniejszych i niższych, nie wiedział co się w nich znajduje. Nigdy nie interesował się polityką. Raczej mało go obchodziło to, dlaczego gdzieś po drugiej stronie globu trwają wojny. Jego jedyny związek z tym tematem, to misje. A raczej raporty z nich, jakie musiał czytać. Nie uznawał tego jednak za coś ciekawego. Walczą ze sobą w imię religii, czy tam innych głupot, a tak naprawdę nic z tego nie mają, poza śmiercią niewinnych ludzi, którzy są tylko pionkami lub nawet nie mają, z tą wojną, nic wspólnego.
Na szczęście nasi, od jakiegoś czasu, starają się powstrzymać, trwające konflikty i zapobiegać nowym - pomyślał - Dobra, czas się zabawić. - uśmiechnął się do siebie i przeteleportował do miejsca, które wybrał na mapie, a które teraz wzrokowo ustalił, patrząc na wieżowiec.
Pojawił się w ciemnym korytarzu, gdzieś dalej było źródło nikłego promienia światła. Jego zasięg kończył się niestety kilka kroków od niego. Spojrzał na telefon. To miejsce, było wyłączone z zasięgu kamer. Teraz musiał pojawić się przy sejfie, ale trudno było ustalić, czy jest tam jakiś strażnik, czy nie. Panowała kompletna ciemność. Nie mógł się wychylić zza rogu, by nie zostać zarejestrowanym przez kamerę. Na swoje szczęście usłyszał kroki. Zbliżały się.
Chwała im, za ulepszenie jego zmysłu słuchu.. - pomyślał. Strażnik wszedł do pomieszczenia z sejfem. Słyszał jak otwiera drzwi, a potem je zamyka. Dał sygnał agencji. Odczekał trzydzieści sekund, a potem się przeniósł. Wpisał błyskawicznie kod, jaki dostał i otworzył sejf.
W jego wnętrzu była teczka z dokumentami, ale też papierowa koperta ze zdjęciami. Kilka z nich było wysunięte, jakby wypadły z niej, gdy ktoś zbyt gwałtownie wrzucił kopertę do środka sejfu. To co na nich zobaczył wstrząsnęło nim. Zabrał kilka zdjęć i teczkę, po czym zamknął sejf i zniknął. Przez te zdjęcia stracił poczucie czasu i kamera przy sejfie zarejestrowała nikły cień, który szybko zniknął. Tak jakby czyjeś odbicie  pojawiło się na drzwiczkach sejfu, mimo, że nikogo tam nie było. Nadzorujący monitoring strażnicy, nawet tego nie zauważyli.
Kyle pojawił się w jakieś ciemnej uliczce, między kamienicami, w innej dzielnicy. Nie chciał od razu wracać do agencji. Musiał dojść do siebie. Jeszcze raz spojrzał na zdjęcia. O czymś takim, nie było wzmianki w żadnym raporcie. Złożył zdjęcia i włożył je do kieszeni. Otworzył teczkę. Zaczął czytać nagłówki poszczególnych dokumentów. "Kolejne komórki wirusowe nieznanego pochodzenia, wykryte w źródłach wody pitnej. Skażenie terenu nieznanymi związkami. Zaobserwowane działanie teratogenne i mutagenne. Niezidentyfikowane przyczyny zgonów. Wymieranie całych wiosek. Plany naprawcze. Walka z epidemią."
Przerwał w pewnym momencie, bo nie był w stanie kontynuować.
Najgorsze jest to, że na tych właśnie obszarach, swoje "badania" prowadziła Agencja. Do akt dołączone były mapy, na których pozaznaczano, obszary objęte kwarantanną. Czyli ONZ chciało coś z tym zrobić? Chcieli powstrzymać agencję? Przecież agencja miała pewnie ludzi, nawet pośród, nieświadomych niczego, naukowców, którzy sporządzali te raporty. Dlaczego to robią? Sami wywołują epidemie, skażają ogromne obszary, wszystko po to, by zabić ludzi. Czego oni właściwie chcą? Do czego dążą?! Mydlą im czy, wpierając, że chodzi o ratowanie świata, ludzkości. A wychodzi na to, że to gówno prawda!
Był wściekły, aż się w nim gotowało. Zamknął teczkę i chwilę zastanawiał się, co ma zrobić. To wszystko zmienia postać rzeczy, jak ma teraz im ufać, pracować dla nich? Cel był dla niego najważniejszy, ale celem było ratowanie, nie niszczenie! Postanowił oddać teczkę, ale zrobił jeszcze kilka zdjęć telefonem. O tych, które znalazł w sejfie, miał nie wspominać.

       Wrócił do agencji. Poszedł prosto do gabinetu dyrektora. Był wstrząśnięty tym, co odkrył. Nie miał zamiaru dalej się w to bawić. Tym razem przeszli samych siebie. On mu zaraz powie, co o tym myśli!
Wszedł do pokoju bez pukania. Po lewej zobaczył ochroniarza. Zdziwił się, bo wcześniej szef ich nie zapraszał do środka. To pewnie przez te dokumenty.
No tak, jak ONZ się dowie, że to jego sprawka, zniszczą go. Ale to, że się dowiedzą, graniczyło z cudem. Agencja ma plecy wszędzie, wiedzą wszystko i potrafią zataić każdą prawdę, zmieniając ją na swoją korzyść. Dyrektor chciał być pewnie ostrożny. A może, to przed nim chce się bronić, w razie czego? Pewnie się domyślił, jaka będzie jego reakcja, kiedy zobaczy te dokumenty. O zdjęciach chyba nawet nie wiedział. Nieważne. On i tak ma zamiar powiedzieć, co myśli.
- Co to ma być?! Jak możecie robić coś takiego? - warknął chłodno i rzucił teczkę na biurko - Mieliśmy ratować ludzi do cholery, a nie ich zabijać! - dyrektor stał tyłem i patrzył, przez wielkie okno, na panoramę okolicy, w której przeważały lasy - Za kogo ty się uważasz, co?! Najpierw misje, teraz to! - wyrzucał z siebie wszystko, był ciekaw, jaką głupią odpowiedź wymyśli, jakim kłamstwem znów go poczęstuje, by zataić prawdę. Miał tego dość.
Dyrektor odwrócił się i spojrzał na niego bez większych emocji. Jakby opowiadał mu nudny film. Potem spojrzał na faceta pod drzwiami, a później znów na Kyle'a.
Ochroniarz podszedł do Kyle'a i z całej siły uderzył go z pięści w twarz. Tak nagle, ni stąd, ni zowąd. Kyle spojrzał na niego będąc w szoku. Był gotowy mu oddać, ale wtedy odezwał się szef.
- Jak śmiesz..? - zaczął chłodno, patrząc na Kyle'a - Nie masz prawa mówić, że coś ci się nie podoba, a jedynie robić to, co każę. Kim jestem? - zaśmiał się szaleńczo, a potem kontynuował - Bogiem. Panem, który niebawem zawładnie tym beznadziejnym światem. Pokaże mu nowe możliwości. A wy? Wy jesteście tylko marionetkami w moich rękach. Będziecie robić wszystko, czego zapragnę - był pewny siebie, tego co mówi. Nie ukrywał dłużej, że zależy mu na ludzkim życiu. To jeszcze bardziej zdenerwowało Kyle'a.
- Nie mam prawa? - przewał mu dalsze wywody - A kto o tym decyduje? Ty? Jesteśmy wolnymi obywatelami, mamy swoje prawa, jak każdy. Możemy robić to, co nam się podoba. Powinieneś być nam wdzięczy, że chcemy ci pomagać!
- Prawo jest dla ludzi, mój chłopcze...- wysyczał - a wy ludźmi nie jesteście! Nic, co ludzkie, nie jest dla was. Jak dowiedzą się czym jesteście, zamkną was w klatkach. I właśnie, że będziesz robić to, co ci każę. Bo w przeciwnym razie, stracisz wszystko. A zdaje się, że dopiero od niedawana, odnalazłeś spokój i miłość, które opuszczały cię od dziecka. Nie waż się nikomu, o tym mówić. Nie zmuszaj mnie, bym i tobie zrobił pranie mózgu. Masz wspaniały dar, tak jak twoja partnerka, ale jeśli będę musiał, nie zawaham się, doskonale o tym wiesz.
Kyle stał jak wryty i nie był w stanie nic powiedzieć. Wiedział, jaki on jest: bezwzględny, nieobliczalny, nie szanujący nikogo i niczego. Nie sądził jednak, że te cechy są taż tak skrajne. To było chore! Jeszcze bardziej potwierdziły się jego obawy i nasiliła nienawiść do niego.
Dopiero teraz, poczuł w ustach metaliczny posmak krwi. Otarł je wierzchem dłoni. Musiał umyć twarz, zanim wróci do domu. Miał tylko nadzieję, że nie zostanie mu żaden ślad, nie chciał martwić Jil.
Dyrektor odwrócił się i podszedł do biurka, po czym usiadł za nim i zaczął przeglądać papiery.
- Możesz odejść.. - rzucił nie patrząc na niego i machnął ręką, by sobie poszedł.
Kyle wyszedł z gabinetu i ruszył do swojego. Chciał coś jeszcze sprawdzić. Musiał też doprowadzić się do porządku.

       Umył twarz w toalecie, starając się przywrócić jej wcześniejszy wygląd. Ale na jego nieszczęście, oberwał na tyle mocno, że miał dość widoczną ranę na wardze. Westchnął i ruszył do siebie. Powoli zaczynało świtać. To dziwne... Coś musiało się zmienić w ich planach. Wcześniej dyrektor mówił o delegacji. Więc on miał gdzieś pojechać. A tymczasem, załatwił wszystko jednej nocy, w siedzibie ONZ, w Nowym Jorku. I sam wspomniał, że "plany się zmieniły". Tak. Z pewnością coś się wydarzyło.
Nie miał zamiaru udawać, że nic się nie dzieje. Owszem, nie powie nikomu, co wyczytał w dokumentach, ale po cichu zbada sprawę. Nie pozwoli im niszczyć, będącego już i tak w opłakanym stanie, świata. Skoro potrafi być jak cień, znajdzie odpowiedzi na wszystko.
Jaka szkoda, że się wygadałeś... - pomyślał i uśmiechnął się do siebie - "Mają takie same zabezpieczenia, jak my" - przypomniał sobie słowa zastępcy dyrektora - Idealnie.
Jeśli tam się dostał, to i tu się dostanie. Mogli z nim nie zadzierać. Jeszcze nie wiedział, co zrobi. jak się o wszystkim dowie. I bał się nawet myśleć, czego jeszcze nie wie.

       Cały dzień zajęło mu sprawdzanie dokumentów, które miał w swoim gabinecie. Niestety nie doszukał się niczego podejrzanego w raportach i ich oznaczeniach, które dostawał dotychczas. Sądził, że znajdzie w nich jakieś nieprawidłowości, braki. Co innego mówiły zdjęcia, a co innego raporty jakie posiadał. Czyżby prowadzili też inne? Nie wiedział już nic. Głowa mu eksplodowała od nadmiaru informacji i to tak drastycznych. Postanowił wrócić do domu. Był zmęczony i chciało mu się już spać. Teleportacja też zrobiła swoje, odbierając mu siły.
Zastanawiał się, co z Jil? Czy powinien jej powiedzieć, o tym wszystkim? Może razem coś wymyślą? Nie.. Lepiej jej do tego nie mieszać. Musi odpoczywać, odzyskać umiejętność i dojść do siebie.
Spojrzał na zegarek. Było przed siódmą, wieczorem. Więc aż tyle czasu tu spędził? Przez to wszystko stracił rachubę. Podniósł się z krzesła, dopiero teraz czując, jakie jest niewygodne i jak bolą go wszystkie mięśnie. Zabrał kurtkę i wyszedł z agencji. Nie mógł się teleportować do domu, bo nie miał na tyle energii w sobie. Czekała go zatem długa wycieczka, z agencji do domu. Wsiadł do auta i ruszył do Nowego Jorku.

6 komentarzy:

  1. No i nie wyszło ci tak tragicznie jak to panikowałaś xD Resztę już ci skomentowałam. Najbardziej spodobała mi się ostatnia rozmowa z szefem. Można było zobaczyć w końcu jak bardzo jest szurnięty. Mo i nareszcie Kayle się postawił to też coś ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego się nie spodziewałam! ;o
    Kayle dobrze zrobił, ze się przeciwstawił szefowo, który swoją drogą ma bardzo nierówno pod sufitem.
    Podoba mi się, że nie chce martwić Jil. Ale ta odkryła prawdę o Matt.
    Oj, coś czuję, że się wszystko bardzo pokomplikuje.
    Pozdrawiam. :*
    Ps. u mnie na http://na-drodze-do-szczescia.blogspot.com/ , jest nowy rozdział. Zapraszam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Po przeczytaniu rozdziału wydusiłam tylko "Łał,laska ma talent!". Biorę się za poprzednie rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za tą łapkę, to dla mnie wiele znaczy! :D
    A opowiadanie przeczytam, jednak później, obecnie nie mam internetu i wpadam tylko odpisać. :( Ale przeczytam! :D
    Śliczny layout *~*

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że Jil dowiedziała się wszystkiego. W sumie nie wiem co o tym myśleć, bo lubię Matta, ale nie chcę by był z Jil. Mogłaby zostać z K, bo jak na moje oko to coś wreszcie do niego dotarło :) On nie jest zły, tylko omotany przez agencję (a ściślej był omotany ) Kurczę Kayle jest jak konrad Wallenrod. Jak lis chytry, przebiegły. Albo jak Hans Klos w "Stawce większej niż życie "! Podoba mi się, ale oczywiście nie zdradzę mojego Cezara xD

    Widzę, że nie opuściłam tak dużo, to dobrze, bo na innych blogach mam więcej nadrabiania :) Nie wiem dokładnie kiedy znowu się odezwę, ale najprawdopodobniej dopiero w maju.
    Śliczny szablon! Weź powiedz Anabelle, żeby założyła bloga graficznego, bo szkoda żeby taki talent się zmarnował.

    Pozdrawiam MR.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj. Zostałaś nominowana do Versatile Blogger Avard. Więcej u mnie: book-of-dream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy