12.08.2013

Rozdział 20: Chwasty

       Witajcie kochani. Najmocniej Was przepraszam, że ostatnio zaniedbałam bloga i Was wszystkich. Obiecuję jak najszybciej nadrobić czytanie opowiadań i notek, na Waszych stronach. Poza problemami z komputerem, pojawiła się też masa innych, przez które nie byłam w stanie pisać, ani nawet myśleć o pisaniu.
Dziękuję za wsparcie i to, że ciągle jesteście ze mną, mimo tych komplikacji.
Postaram się dodać kolejne rozdziały szybciej, jak tylko je napiszę. 
A teraz czas w końcu na rozdział. Miłego czytania :)

~*~*~*~

- To Jefferson - Kyle zerknął niepewnie na Jil i odebrał - Tak? - odezwał się do telefonu, nie odrywając wzroku od ukochanej - Na chwilę straciła przytomność, ale już wszystko w porządku. Nic jej nie jest - odpowiedział po chwili milczenia i znów zaczął słuchać poleceń - Dobrze. Przywiozę ją rano - westchnął ciężko - Nie sądzisz, że powinna odpocząć? Nie mam teraz na tyle energii, by nas przenieść, musiałbym jechać samochodem, a to nam zajmie kilka godzin i tylko jej zaszkodzi.
Jil spoglądała na niego próbując coś usłyszeć. Chcieli ją zbadać. Teraz. Pewnie zaniepokoili się jej zemdleniem, w końcu mogli monitorować ich stan cały czas. Była ciekawa, czy wiedzą już o ciąży. A może tak jak ona myślą, że to tylko zmęczenie. Jednak długo tego nie ukryje. Kiedy ją przebadają, prawda wyjdzie na jaw i jej wizja stanie się jeszcze bardziej prawdopodobna.
- Zaraz wyjedziemy - rzucił w końcu i rozłączył się. Przeklął pod nosem i usiadł na brzegu łóżka. Ostatnio tracił coraz bardziej cierpliwość do tych ludzi i z każdym dniem wzmagała się chęć zniszczenia Agencji i zabicia Riwersa.
- Musimy tam jechać? - zapytała z lękiem, obejmując go za szyję. Znała odpowiedź, ale w głębi duszy miała nadzieję, że usłyszy coś innego.
- Niestety tak. I to jak najszybciej. Wystraszyli się, że mogło ci się coś stać. Chcą cię przebadać - odparł zmęczonym głosem i przetarł twarz dłońmi - Nie chciał mnie słuchać. Riwers pewnie osobiście wydał rozkaz, by natychmiast cię sprowadzić.
Teraz byli bardziej ostrożni, zapobiegliwi. Po jej wybryku z przeszłości, była wyjątkowo dobrze kontrolowana i każde, nawet najmniejsze zaburzenie, zmiana w jej stanie, natychmiast zostawało wykryte i miało być sprawdzone.
- Dowiedzą się o dziecku, o ile już tego nie wiedzą - odparła cicho przerażona, jakby ktoś miał ich podsłuchiwać - Jeśli coś mu zrobią...
- Nie zrobią - przerwał jej stanowczym tonem - Przecież chcą byśmy od razu mieli potomstwo, tak? Więc czemu mieliby zabijać nasze dziecko. Powiesz im, że nie wiedziałaś o ciąży, powiesz to, co mi wcześniej. Nie wspominaj im o wizji.
- Mam ich oszukiwać, że nie odzyskałam mocy? - zdziwiła się, że chce ich okłamywać.
- Nie. Po prostu nie mów im o tej wizji, nie muszą wiedzieć wszystkiego. Jil, - odwrócił się w jej stronę i ujął jej twarz w dłonie - musimy być ostrożni. Nie martw się o dziecko, zajmę się wszystkim. Ale najlepiej będzie, jak nikomu nie powiesz, że odzyskałaś pamięć. Zachowuj się jak wcześniej, jakbyś nie pamiętała za wiele. Dobrze? - poprosił, patrząc w jej oczy.
Skinęła niepewnie głową, a on ją pocałował. Ucieszyła się, że jest dla niego ważniejsza, cenniejsza ponad rozkazy Agencji. Wiedziała, że Kyle byłby zdolny do wszystkiego, by ratować ją i ich dziecko. To dawało jej chociaż odrobinę poczucia bezpieczeństwa. 
Co za ironia. Jest czymś więcej niż człowiekiem, ma niezwykłą siłę, nienaturalną moc, a mimo to boi się o własne życie i o życie bliskich. Czuje się jak mały, słaby robak, którego można się łatwo pozbyć, którego tak łatwo złamać, zabić.
- W takim razie chodźmy - odezwał się w końcu - Tylko ubierz się cieplej, w nocy jest zimno - pogładził ją po policzku.
Pomógł jej wstać z łóżka, a kiedy byli gotowi udali się na parking, obok apartamentowca.

***

- Co się dzieje Jefferson? Mamy z nią jakiś problem? Dostałem informację, że nadajnik panny Pillows odnotował jakieś zakłócenia. Powinienem był się jej pozbyć od razu - mruknął Riwers.
Rzadko kiedy schodził do podziemia, do laboratorium. Ale sprawa Jeyline była niezwykle ważna i pilna. Osobiście postanowił ją nadzorować, by nie dopuścić do kolejnych niepotrzebnych zajść i konieczności interwencji. Miał wpływy, kontakty wszędzie, więc zatajenie faktów, sfałszowanie informacji, nie było dla niego problemem. Robił to nazbyt często i można powiedzieć, że miał już w tym poziom eksperta, ale nienawidził, kiedy coś zaburzało jego idealny porządek, zmieniało dopracowane plany. Ostatni wybryk Jil wywołał lawinę nieprzewidzianych skutków, które kosztowały go zbyt dużo czasu i nerwów.
- To tylko zemdlenie. Nic jej nie jest i niebawem Kyle ją tu przywiezie - odpowiedział Jefferson sprawdzając na komputerze jakieś wyniki - Proszę mi wybaczyć - skłonił się lekko - Ale muszę coś skonsultować z doktorem Scottem.
- Chcę mieć wieczorem szczegółowy raport z badań i stanu jej zdrowia. Jeśli to będzie konieczne, zamknijcie ją tutaj na jakiś czas. Nie mam zamiaru znów sprzątać, po jej zabawie - dodał chłodno i wyszedł.
Jefferson odprowadził go wzrokiem, a potem jeszcze raz zerknął na monitor i opuścił salę.
Przeszedł długim korytarzem do ostatniego pokoju i przykładając kartę do czytnika, wszedł do środka.
Wewnątrz, na końcu ciemnej sali, przy metalowym biurku siedział Scott. Jego twarz oświetlała, stojąca na końcu blatu, lampka, poza nią w pomieszczeniu nie było żadnego innego źródła światła. Jefferson od razu ruszył przed siebie i podszedł do niego, jakby znał tą drogę na pamięć i nie musiał obawiać się, że w tej ciemności zderzy się z czymś lub na coś nadepnie. 
- Dostałem dane, dotyczące obiektu K106 - odezwał się Scott.
- Jakiś czas temu odnotowano pewne zaburzenia, jednak nie były tak silne jak to dzisiejsze - wyjaśnił Jefferson. Rozumieli się praktycznie bez słów, każdy wiedział dokładnie co drugi ma na myśli i co powinni zrobić - Nie podoba mi się to.
- Chcę ją zbadać od razu, jak tylko przyjedzie. 
- Pomogę ci. Powiem Elenie by przygotowała pokój i niezbędne rzeczy - odparł bez większych emocji, zerkając na teczkę i znajdujące się w niej papiery, leżące przed Scottem.  
Wymienili między sobą jeszcze kilka krótkich rzeczowych zdań, na temat badań jakie muszą przeprowadzić, po czym Jefferson wyszedł z sali.

***

- Myślisz, że zbadają mnie i po prostu wypuszczą? - zapytała nagle, patrząc przez boczną szybę po swojej stronie. Na zewnątrz było kompletnie ciemno, więc nawet nie odczuwała dużej prędkości z jaką jechali, bo nie było widać mijanych w błyskawicznym tempie przydrożnych obiektów. Czuła, że powoli zasypia - Co jeśli będą mnie chcieli tam zostawić. Może dlatego w tej wizji uciekałam.  
- Nie pozwolę im na to - odparł Kyle od razu i położył dłoń na jej kolanie. Zerknął w jej stronę - Nikt cię nie skrzywdzi. Ani ciebie, ani naszego dziecka. Obiecuję.
Odwróciła wzrok i spojrzała na niego.
- Boję się ich Kyle. Mimo swojej mocy i siły, boję się, że mogą coś nam zrobić - powiedziała ze smutkiem i bezradnością w głosie.
- Będę cały czas przy tobie - powiedział patrząc jej w oczy, w których dostrzegł strach.

      Zajechali pod wielki budynek Agencji, który mimo późnej pory, nadal był rozświetlony i tętnił życiem.
Jil dawno tam nie była, bo ostatnią wizytę pamiętała jak przez mgłę. Nie lubiła tego miejsca. Wiązały się z nim same złe wspomnienia. Kojarzyło jej się ono z dniem, kiedy jej życie stało się trudne, zagmatwane, pełne kłamstw i rozkazów. Zatęskniła za starymi czasami, kiedy narzekała na nudę i brak swobody. Kiedy miała za złe matce, że traktuje ją jak dziecko.
Mamo. Tak bardzo chciałabym cię zobaczyć, porozmawiać z tobą, wyżalić się i przytulić, jak małe zagubione dziecko, które nie wie co zrobić. Mamo. Dlaczego świat jest tak skomplikowany i tak bezwzględny - pomyślała patrząc ostatni raz w niebo, po czym weszli do środka budynku.
Kyle trzymał ją za rękę i prowadził w stronę wind. Kiedy weszli do wnętrza jednej z nich i drzwi się zamknęły, zrozumiała, że już nie ma odwrotu. Kyle wyczuł jej napięcie i drżenie rąk. Mocniej ujął jej dłoń w swoją i przyciągnął ją do siebie. Objął jej drobne ciało, chowając w swoich ramionach. Ciepło bijące od niego, nieco koiło ją i łagodziło strach.
     W laboratorium było dziwnie cicho i pusto. Naprzeciw wyszedł im Jefferson, którego najwyraźniej ktoś z góry zawiadomił o ich przybyciu.
- Cieszę się, że tak szybko się zjawiacie. Jeyline pozwól ze mną. Kyle, ty powinieneś pójść do dyrektora.
- Idę z wami, z nią. Nie zostawię jej samej.
- Nie możesz pójść z nami. Idziemy do zamkniętego pomieszczenia, by przeprowadzić badania.
- Nie obchodzi mnie to. Idę z wami - trzymał stanowczo swoje postanowienie.
- Możesz zostać w pokoju obok. Będziesz słyszał wszystko.
- Idzie ze mną. W końcu to mój narzeczony, tak? Chyba nie powinniśmy mieć przed nim tajemnic, doktorze? - odezwała się Jil, starając ukryć lęk.
Jefferson zerknął na nią.
- No dobrze - westchnął i zaprowadził ich do odpowiedniego pokoju. Zrozumiał, że nic nie zdziała sprzeciwiając się im. Chociaż gdyby chciał mógłby zmusić Kyle'a do pozostania na korytarzu. Wystarczyłby telefon do Riwersa. Ale z drugiej strony, uznał, że Kyle ma prawo wiedzieć o wszystkim co się dzieje.

     Znaleźli się w niewielkim gabinecie lekarskim. W środku czekała na nich Elena, a po chwili pojawił się też doktor Scott. Kazali Jil położyć się na kozetce i wykonali kilka podstawowych badań, takich jak pomiar ciśnienia, koordynacja ruchów i pobranie krwi.
Oglądając Jil, Jefferson zauważył, że jej brzuch jest większy niż zazwyczaj. Rzucało to się w oczy, bo nie widział jej od dłuższego czasu. Poza tym przez ogólną drobną sylwetkę, większy brzuch był widoczny jeszcze bardziej.
- Jeyline, jesteś w ciąży? - zapytał wprost.
Scott nie zauważył tego i na to pytanie spojrzał na nią, a potem na doktora i znów na nią.
- Tak - odparła po chwili milczenia, drżącym głosem - Zauważyłam to dopiero wczoraj.
- Eleno przygotuj salę do badania USG - rozkazał Scott. Elena skinęła i wyszła z pomieszczenia.
- Który to miesiąc? - zapytał Jefferson.
- Nie mam pojęcia, nie wiedziałam że jestem w ciąży. Myślałam, że zawroty głowy i mdłości to skutki zmęczenia i braku snu - wyjaśniła, trzymając się wersji jaką ustaliła z Kylem.
- Zaraz to dokładnie ustalimy, kiedy wykonamy badanie USG. Czy chcesz by Kyle poszedł na nie z tobą? - zapytał łagodnie.
Pokiwała głową. Kyle wziął ją za rękę i pocałował we włosy. Widział, że się boi. On też był zdenerwowany. W duchu błagał los, by nie okazało się, że to dalej jak czwarty miesiąc, bo wtedy będą mieli pewność, że to nie on jest ojcem.

Według lekarzy był to 13-14 tydzień ciąży. Elena pokazywała Jil dziecko na ekranie. Było już dość wyraźne.
Jefferson poprosił Kyle'a by porozmawiali na osobności.
- Zaszła w ciążę ponad 3 miesiące temu. Szybko zabrałeś się do pracy Kyle - powiedział nieco podejrzliwym tonem.
- W końcu taki jest nasz cel, czyż nie? - skomentował, nie chcąc wdawać się z nim w zbędną dyskusję, choć wiedział, że ten nie popuści.
- Więc to na pewno twoje dziecko? - doktor próbował rozszyfrować jego twarz, gesty, ale Kyle był jak zwykle niewzruszony. W ukrywaniu emocji i oszukiwaniu innych był mistrzem.
- Dlaczego w to wątpisz? Jestem z Jeyline odkąd zabrałem ją po wypadku. Może od razu zaszła w ciążę, to całkiem prawdopodobne - powiedział bez większych emocji.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli to nie jest twoje dziecko... - zaczął, ale Kyle mu przerwał.
- To jest moje dziecko - rzucił stanowczo, mordując lekarza wzrokiem.
- Od razu po urodzeniu zostaną wykonane testy. Lepiej dla was, by było tak, jak mówisz. Nie mogę pominąć tego spostrzeżenia w raporcie. Riwers dowie się dzisiaj o tym, że mamy wątpliwości. Mieszane dzieci są eliminowane, wiesz o tym.
Kyle poczuł jak w nim wrze. Miał ochotę rozpłatać czaszkę tego człowieka. Jefferson i tak był jednym z bardziej ludzkich osób w całym zespole, ale tak jak inni, ślepo wpatrzony w Riwersa, wykonywał każde, nawet najbardziej skrajne i szalone rozkazy.
- Jestem pewien, że to moje dziecko Jefferson. Rób sobie co chcesz, a teraz wybacz, chcę zabrać Jil do domu. Musi odpoczywać, bo wciąż jest osłabiona, a w tym stanie powinna dbać o siebie podwójnie - powiedział chłodno i wszedł z powrotem do sali.

- Kyle... - zaczęła niepewnie, kiedy szli w stronę wind, by wrócić do domu.
- Tak, wiem. Ale porozmawiamy o tym w domu, nie tutaj - zerknął w bok, na kamerę wiszącą pod ścianą. Cały budynek był monitorowany i pełen podsłuchów. Nic się tu nie ukryje, wszyscy wiedzą wszystko. Nie mogli tam rozmawiać o tym co się stało. Jil szła za nim ze spuszczoną głową. Ciągle myślała o tym, czego się dowiedzieli. 14 tydzień. Ale przecież to niemożliwe.
Wsiedli do samochodu. Większość drogi milczeli oboje. Atmosfera była napięta i zaczynała działać im na nerwy, szczególnie udzielała się Kyle'owi.
- Znajdziemy jakieś wyjście z tej sytuacji. Choćbyśmy mieli uciec - odezwał się w końcu, ale nie patrzył na Jil, tylko na drogę. Mówił spokojnym, opanowanym głosem. Wiedziała jednak, że się denerwuje i sam nie wie, co się teraz stanie.
- Kyle, przecież przed nimi nie da się uciec. Widziałeś co było ze mną. A teraz pilnują mnie jeszcze bardziej - odpowiedziała przerażona. W oczach stanęły jej łzy - To dlatego chcieli ją zabrać - objęła ramionami swój brzuch - Oni ją zabiją prawda? Zabiją ją, kiedy okaże się, że nie jest twoja... - spojrzała na niego oczyma pełnymi strachu, cierpienia i głębokiego smutku.
- Na pewno coś wymyślimy - zerknął na nią i położył dłoń na jej ręce - Nikt jej nie skrzywdzi, ani ciebie. Nie pozwolę na to. Nie boję się ich Jil. Jestem gotów zabić wszystkich jeśli będzie to konieczne - jego słowa były tak silne, stanowcze, że samo ich brzmienie wywołało dreszcz na jej ciele.
Nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Położyła dłoń na jego i przymknęła oczy. Tak bardzo by chciała obudzić się w tamtym, starym świecie. Żeby całe to nowe życie okazało się tylko złym snem.

***

     Od ich ostatniego spotkania minęło kilka dni. Przez ten czas rozmawiali ze sobą tylko przez telefon, co jakiś czas zmieniając numer i przekazując tylko krótkie, rzeczowe informacje. Oboje byli wyczuleni i woleli być bardziej ostrożni, może czasem za bardzo.
- Udało ci się coś ustalić? - zapytał Matthew, kiedy spotkali się w wyznaczonym miejscu. Był to niewielki motel na obrzeżach Nowego Jorku. On wynajął dwuosobowy pokój, ona przyszła po jakimś czasie.
- Tak, choć Agencja zatarła wszystkie ślady, pozbyła się niewygodnych dowodów i świadków, a innym wmówiła jakieś kłamstwa - odpowiedziała, ściągając perukę i okulary. Przeczesała ręką kruczoczarne włosy, rozsypując je na ramiona. Usiadła obok niego na łóżku - Namierzyłam Trishę, wiem też gdzie w tej chwili mieszka Jeyline.
- Czy u niej wszystko dobrze? - zapytał, zanim Kristine przejdzie dalej.
- Tak. Obie spotykają się razem i wyglądają na dość szczęśliwe. To znaczy...- zawahała się - Będę szczera, ok? - zerknęła na niego, a kiedy skinął z grymasem, kontynuowała - Jeyline się zmieniła. Zaczęła inne, nowe życie. Odcięła się poniekąd od tego, co było kiedyś. Wygląda na to, że kocha Kyle'a i nie chce go zostawiać. I prawdopodobnie jest w ciąży.
- Co? Jej tylko wydaje się, że go kocha, bo nie pamięta mnie! I nie może być z nim w ciąży. Przecież nigdy by się do niego nie zbliżyła. Nie mogłaby, ona go nienawidzi - odpowiedział od razu, trochę zbyt donośnym głosem, wstrząśnięty nieco słowami Kristine - Jak sobie przypomni o mnie,  wszystko będzie jak kiedyś. Na pewno - dodał już łagodniej. 
- Możliwe - westchnęła. Nie chciała go dołować, ani mówić mu jaka jest jej wersja tego, co może nastąpić - Ostatnie co udało mi się przechwycić, to że chce porozmawiać z Trishą i Kylem, o tobie i przeszłości.
- Muszę się zobaczyć z Trishą i to jak najszybciej. Dasz radę to zorganizować? - zerknął na nią.
- Mam pewien pomysł. Zaaranżuję to spotkanie w przyszłym tygodniu. Dokładnie powiem ci jak już będę coś wiedziała.
- Boję się jej reakcji. Myślą, że nie żyję - odezwał się po chwili milczenia.
- Tak. Nick jest w fatalnym stanie z tego powodu. Ale to się zmieni, chociaż lepiej by Agencja nie wiedziała, że nawiązali z tobą kontakt, dlatego Trisha będzie musiała udawać, że cię nie zna, że Matthew nie żyje - zerknęła na niego.
- Rozumiem - powiedział analizując wszystkie fakty. Nigdy nie sądził, że będzie uczestniczył w czymś takim, że będzie pozorował własną śmierć, że nie będzie mógł kontaktować się z bliskimi.
- Wiem, że to nie jest łatwe, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że się uda - pocieszała go.
- Muszę spróbować.
- Dobrze było widzieć ją całą. Chociaż nie odzyskała jeszcze zdolności - odezwała się znów po chwili ciszy.
- To chyba związane jest z utratą pamięci. Założę się, że jak wszystko sobie przypomni, to i zdolność jej powróci.
- Może masz rację. Ale musi być naprawdę ważna dla Riwersa, skoro mimo, że jest bezużyteczna i sprawiła im sporo kłopotów, on jej nie zabił, ani nawet nie obniżył im rangi.
- No właśnie. Jej zdolność jest cenna, ale przecież twoja też. To dziwne, że chcieli cię zabić.
- Dalej chcą - poprawiła go i uśmiechnęła się gorzko.
- Dlaczego oni go słuchają? Przecież to zwykły człowiek, a oni są jak herosi.
- Raczej nie jak herosi, zapominasz ciągle, że nas można zabić. Od ludzi różnimy się tylko tym, że niektórzy mają jakąś zdolność i jesteśmy nieco bardziej odporni. Jednak wciąż śmiertelni. A słuchają go, bo tak nas zaprogramowano.
- Ty jakoś już nie słuchasz.
- Bo da się od tego odciąć, szczególnie jeśli coś nami wstrząśnie lub przebywamy dłuższy czas poza wpływami Agencji, nie mamy z tymi ludźmi bezpośredniego kontaktu.
- Myślisz, że Jil jest teraz na każdy jego rozkaz?
- Obawiam się, że tak. Dlatego nie zamierza zostawiać Kyle'a. Ale może masz rację i jak odzyska pamięć, wróci jej wcześniejsza wersja.
- Nie wierzę, że stała się ich częścią. Da się w ogóle z nimi wygrać? Mam wrażenie, że oni żądzą całym światem. 
- Bo tak jest. Kontrolują wszystko. Myślę że mają też coś wspólnego ze śmiertelnością ludzi, wystarczy, że ograniczają dostawy leków itd. i już mają problem z głowy. A im mniej ludzi, tym więcej niezwykłych i więcej jego armii.
- To chore, że coś takiego się dzieje. Przecież to brzmi jak jakiś pieprzony film.
- Szkoda, że nim nie jest - skrzywiła się - Dałoby się może coś zrobić, jakby większość naszych się zjednoczyła i postawiła Agencji, ale to niemożliwe - wzruszyła ramionami.
- Może jak Riwers umrze. W końcu pierwszej młodości to on nie jest. 
- Ale jest pod opieką najlepszych lekarzy. Robią na nim dodatkowe eksperymenty, dzięki czemu jest równie odporny co my. On jest cwany i doskonale się zabezpieczył. Tworzy sobie grupę niezwykłych, którzy przejmą z nim władzę absolutną nad całą Ziemią. Przynajmniej tak słyszałam. Nie wiem jak to jest w tej chwili, ale Riwersa wykończyć nie jest łatwo, prędzej nas szlak trafi.
- Jesteśmy marnymi pionkami - westchnął, a po chwili pokręcił głową z gorzkim uśmiechem - Ja to nawet pionkiem nie jestem, raczej jakimś chwastem, czy insektem. 
Kris zaczęła się śmiać.
- Ja też już należę do tej grupy. Chociaż jestem jakimś ulepszonym robakiem. O na przykład karaluchem, one są niezwykle odporne - zaśmiała się.
- Słodki karaluch - powiedział patrząc jej w oczy, ale zaraz uciekł wzrokiem, zdając sobie sprawę jak to zabrzmiało. 
Kristine wciąż się w niego wpatrywała. Poczuła, że się rumieni i spuściła głowę.
- Pójdę już - rzuciła, ale nie ruszyła się z miejsca, jakby czekała na jakąś jego reakcję, jakby wierzyła, że ją zatrzyma, jakby tego chciała. Ale kiedy nie wydarzyło się nic, podniosła się z miejsca i założyła perukę, chowając pod nią swoje włosy.
Matthew zerknął na nią dopiero kiedy odwróciła się do drzwi. Zwinnym ruchem przeskoczył łóżko na drugą stronę i znalazł się tuż za nią. Kierowany jakimś impulsem, nie bardzo rozumiejąc własne postępowanie, objął ją od tyłu w pasie.
- Zaczekaj - wyszeptał - Nie podziękowałem ci jeszcze za pomoc - odwrócił ją w swoją stronę i spojrzał jej w oczy. 
Była nieco zdezorientowana, ale nie broniła się przed tym i nie powstrzymywała go. Serce biło jej równie szybko jak jemu. Zbliżył twarz do jej i pocałował ją lekko w usta. Odwzajemniła pocałunek z początku równie delikatnie, ale później znacznie bardziej żarliwie i namiętnie, niż się spodziewał. Poderwał ją do góry, ściągając jej perukę z głowy i uwalniając znów jej włosy. Nie przerywając pocałunków przeniósł ją na łóżko i układając ją na nim, zawisł nad nią. Upewnił się, że nie robi niczego wbrew jej woli i powoli zaczął pozbawiać jej kolejnych części garderoby. Kristine poszła w jego ślady. Zatracili się zupełnie w tej sytuacji, jakby nie kontrolowali własnych ciał. Nie mówili nic, wymieniali tylko porozumiewawcze spojrzenia, których też nie było zbyt wiele, oddali się całkowicie pożądaniu, rozkoszy, jaka ogarnęła ich w tym momencie. 

5 komentarzy:

  1. Ciągle brakuje mi większej ilości opisów miejsc i osób. Jest dużo akcji, dialogów i opisów myśli bohaterów, ale mało opisów przedstawionej rzeczywistości, a one mają wpływ na wyobraźnię czytającego. Mogłabyś też robić akapity - wygodniej się wtedy czyta. W dialogach zdarza Ci się pomijać przecinek przez zwrotem np: "Boję się ich Kyle" - powinien być przecinek przed "Kyle". Czasem też niepotrzebnie dodajesz zbyt dużo słów do zdania np: "Zbliżył się do jej i pocałował ją lekko w usta" - wystarczyłoby spokojnie "Zbliżył się i pocałował ją w usta". Sama fabuła jest fajna.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja właśnie, miałam Ci pisać, że chciałabym by Matt i Kris byli razem. Wtedy Kayle zostałby z Jil i nikt by nie ucierpiał. No a tu proszę! Dosłownie czytasz w moich myślach :> A tak już z innej paki ... No kurdę czy oni rozumów nie mają? ( Agencja) Normalnie II wojna światowa mi się przypomniała jak czytałam o likwidacji tych biednych dzieci. Niech oni sami siebie likwidują, najlepiej kulką w łęb jak za Hitlera. Co to ma być, holokaust, a te dzieci to Żydzi? Matko!. Okej, wiem niepotrzebnie się unoszę, to jest przecież fikcja, za dużo " Czau Honoru " i na łeb mi się rzuca. A tak poza tym to z K jest niezły Rycerz Na Białym Koniu, podoba mi się taki waleczny, męski. Normalnie Bóg, Honor, Ojczyzna :) Spokojnie mógłby składać tę przsięgę.
    Dzięki za ten rozdział, naczekałam się, ale było warto. U mnie również nowość. No to, do nastepnego. Pa!

    OdpowiedzUsuń
  3. Istnieje coś takiego jak spam ( powiadomienia) :(

    OdpowiedzUsuń
  4. O Jezuchno! Wystarczył miesiąc wakacji, a ja już mam zaległości! Dobra, muszę przyswoić podstawowe informacje Kyle nie jest ojcem dziecka, Jil jest w ciąży, Kris i Matt nawiązują romans - opanowane, ale nie no... zabijać małe dzieci? Bo są mieszańcami ?! By was... Zgadzam się z Panną M, powinni lufa do gardła i za ojczyznę, a nie!! By ich wszystkich szlag trafił. A może ten Riwers, czy jak Wrednej Pale(wiem, niezbyt literackie określanie, ale za to najłagodniejsze) na imię jest jakąś daleką rodziną Hitlera lub Stalina? Akysz Satanasie !
    Okej, ja się już nie wyżywam, ale czekam na nowy rozdział, pozdrowionka *_*

    OdpowiedzUsuń
  5. Boga nie ma. Już dawno spisał ten świat na straty, zamykając oczy na apokaliptyczną zawieruchę. W jednej dłoni ścisnął wodze, wstrzymując konie, zabraniając Jeźdźcom reakcji. 21 grudnia 2012 roku nie był Jego planem, nie On zaplanował wybuch na Jukatanie i nie On zamierzał zamieść powstałego bałaganu. Odwrócił się, pozwalając, by ktoś inny się wszystkim zajął.
    Anioły pod wodzą Michaela jako pierwsze pojawiły się na Ziemi, mając w planach ochronę ludzi. Kolejny był Lucyfer z hordą upadłych, a potem… Demony, dusze męczone od wieków w Piekle, uciekły ze swych sal tortur pod postacią czarnego dymu i po kolei opętywały ludzi, przywłaszczając sobie ich ciała. Kolejne były hybrydy, krwiopijcy o ostrych kłach, którzy istnieli niemal od zawsze. Nagle zrobiło się ich więcej, a pod wodzą Jamesa Reeda zaczęły domagać się swych praw. Na końcu były stwory, stojące raczej z boku, bez szans na dopchnięcie się do władzy.
    A gdzie w tym wszystkim ludzie? Od zawsze walczyli. Łowcy Cienia z anielskim wsparciem starali się sprzątnąć powstały bałagan, choć bez niego zdawali się być na przegranej pozycji…
    Nastał rok 2015. Kto wygra walkę o rządy? Czy powróci wizja Apokalipsy? Jak długo jeszcze ludzie zdołają utrzymać resztki wolności?
    Stań po jednej ze stron i walcz o losy świata!

    Serdecznie zapraszamy Cię na www.Jaded.ugu.pl!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy