3.01.2013

Rozdział 11: Czy to koniec?


     Mimo, że jako jedna z dzieci naukowców, była zdecydowanie bardziej odporna na ból, niż przeciętny człowiek, ten zabieg był bardzo bolesny. Wiedziała, że jakiekolwiek zabiegi przeprowadzane w obrębie kręgosłupa bolą. Jej matka miała kiedyś robioną punkcję lędźwiową, pobierano jej płyn rdzeniowy do badań, więc wiedziała, że to nieprzyjemne. Nie spodziewała się jednak, że aż tak odczuje skutki zabiegu. Kiedy odzyskała przytomność czuła promienisty ból w kręgosłupie. Nadajnik był maleńki, a jednak lekarka musiała czymś go zastąpić. Jil nie wiedziała dokładnie co to było.
Mimo przeszywającego bólu, łez jakie spływały jej po policzkach, poczuła ulgę i radość.
Wszystko szło póki co, po jej myśli. Podziękowała znajomej Kristine, a potem razem wróciły do miasteczka.

- Kristine, dziękuję ci za pomoc. Nawet nie wiesz ile dla nas zrobiłaś. Gdybym kiedykolwiek mogła ci się jakoś odwdzięczyć.. - powiedziała Jil.
- Spoko.. Uważaj na siebie. Nadajnik został zniszczony, ale to nie znaczy, że jesteś całkowicie wolna.
- Jeszcze dzisiaj wyjadę z tego miasta. Teraz mam o wiele większe szanse na normalne życie.
- Tak.. choć nasze życie nigdy nie będzie całkowicie normalne..
Kristine musiała gdzieś iść, więc pożegnały się i rozeszły.
Jil poszła do domu, podzielić się szczęściem z Matthew.
- Tak bardzo cię kocham - powiedział i ją przytulił. - Teraz już nikt nam nie przeszkodzi. Na zawsze będziemy razem. - pocałował ją. 
Spakowali swoje rzeczy i pojechali na najbliższe lotnisko. Tam kupili bilety, tylko w jedną stronę, do Grecji. Francja była za blisko od ich teraźniejszego położenia. Musieli więc wybrać inne miejsce. Pierwszy kolejny lot był właśnie do Grecji. Nie mogli dłużej zostać w mieście. Agencja z pewnością dowiedziała się już, że Jil zniszczyła nadajnik.

***

     W agencji zawrzało. Od razu się dowiedzieli, że jeden nadajnik został uszkodzony, a kiedy odkryli do kogo należał, nie mieli wątpliwości, że zostało to zrobione celowo.
- Macie ją znaleźć - powiedział przez zaciśnięte zęby dyrektor, George Riwers.
- Tak jest, już jej szukamy - odparł jeden z agentów - Jednak nie ma jej już w pobliżu ostatniego miejsca pobytu, sądzimy, że ktoś jej pomógł..
- Nie obchodzi mnie to, ma się znaleźć, żywa..
- Oczywiście.. - wyszedł z gabinetu.
Dyrektor uderzył ręką w blat biurka. Nie znosił jak coś szło nie po jego myśli. Co za dziewucha? Jak śmie się sprzeciwiać?

***

     Minęło kilka tygodni, spokojnych tygodni. Zamieszkali w jakieś wiosce. Z dala od wielkich miast i zgiełku. Nikt ich nie nachodził. Jil już nie widziała nikogo, kto by przypominał jej starych znajomych z laboratorium. Całe szczęście. Powoli zapominała o tym wszystkim. Żyła jak dawniej, kiedy nie wiedziała o niczym. Układali sobie życie po swojemu. 

     Pewnego dnia pojechali na małą wycieczkę, zwiedzić kilka kościołków w okolicy. Chcieli przy okazji wybrać jakiś na uroczystość ślubną. Wynajęli samochód z kierowcą.
- Uśmiech Jil - powiedział Matthew robiąc jej zdjęcia na tle krajobrazu.
Jechali autem z odkrytym dachem, dzięki temu mieli świetny widok na wszystko w koło i czuli ciepły wiatr we włosach. 
Okolica była przepiękna. Pola i łąki, pełno zieleni, a w oddali ocean. Nie mogli się napatrzeć, nacieszyć tak zjawiskowym miejscem. Kierowca wiózł ich w stronę pierwszego kościółka.

     Nagle usłyszeli nad głowami nadlatujący helikopter. Odruchowo odwrócili głowy i spojrzeli za siebie. Jil dzięki swojemu zmysłowi dostrzegła zarys pilota. Sama była zaskoczona jak bardzo rozwinęły się te umiejętności. Ale nie to ją zaniepokoiło najbardziej, pilotem okazał się Kyle..
- Boże Matt.. powiedz, że się mylę.. powiedz, że to nie to..
- Co? O czym ty mówisz..? - zapytał patrząc na jej przerażoną minę. On jakoś niespecjalnie przejął się helikopterem, choć zdawał się lecieć nieco za nisko.. 
Spojrzała znów na helikopter, który był coraz bliżej. Po chwili zauważyli rozpędzone auto, jadące w ich stronę. Jil przeczuwała, że nic dobrego się nie wydarzy.. Jak to możliwe.. przecież nie miała już nadajnika, mieszkała z Mattem w maleńkiej wiosce, nikt nie wiedział gdzie są!
- Matt..niech on przyspieszy! Musimy ich zgubić! - spanikowała, nie wiedziała co robić.. tym razem nie miała dokąd uciekać.. nie wiedziała nawet, gdzie dokładnie jest..
- Jil spokojnie.. co się dzieje? - próbował być opanowany, ale widząc jej reakcję i on poczuł strach.
- To oni!.. Znaleźli nas! - wykrzyczała. Matt przeraził się na jej słowa.
Spojrzał na nią, potem na samochód, który był tuż przed nimi.
- Przyspiesz i zgub to auto.. szybko! - powiedział w tamtejszym języku do kierowcy.

     Zaczął się pościg. Auto, które chciało im zajechać drogę zostawili w tyle. Ale nie na długo. Zawróciło i znów siedziało im na ogonie. Jil zobaczyła Jessicę, siedzącą obok kierowcy, którym pewnie był jej partner. Wyglądał przerażająco. Miał nieprzyjemny wyraz twarzy, jakby chciał ich zabić od razu.
-Szybciej! - wrzasnęła.
Usłyszeli strzał. Matt i Jil pochylili natychmiastowo głowy. Kiedy je podnieśli zauważyli, że ich kierowca krwawi. Auto zaczęło jechać slalomem, a potem wjechało na pobocze i pola. Matt przeskoczył do przodu i zajął jego miejsce. Nie mogli się przecież zatrzymać.
- Zawiąż mu czymś to ramię.. bo się wykrwawi. - krzyknął do Jil.
Nie wiedziała co robić. Matko czy oni zamierzają ich wszystkich pozabijać?! Pierwszy raz widziała jak ktoś strzela, jak gorąca krew leci z rany w zastraszająco szybkim tempie. Ręce zaczęły jej drżeć coraz bardziej.
Zdjęła chustkę z szyi i obwiązała ramię rannego kierowcy. Po chwili padł kolejny strzał. Jil poczuła tylko gorące krople na swojej twarzy. Pocisk trafił prosto w serce przebijając mężczyznę. Kula poleciała na ulicę.
- Jezu! -wrzasnęła. Zabili go na jej oczach. Bezwładne ciało opadło na jej ręce. Była przecież silna, a mimo to zwłoki zdawały się przygniatać ją swoim ciężarem.
- Wyrzuć go! Może się zatrzymają! - powiedział nawet nie zastanawiając się nad tym. To było pierwsze co przyszło mu do głowy.
To nie był jednak dobry pomysł. Zwłoki kierowcy wypadły na ulicę. Ale auto jadące za nimi nie zatrzymało się. Nawet nie spojrzeli w tył, gdy już był za nimi.
- Matt! I co teraz?! - pytała spanikowana. Miała łzy w oczach. Ciągle też widziała obraz wykrzywionej w bólu twarzy kierowcy, a potem jego martwe oczy. Spojrzała na swoje dłonie. Były we krwi. Zaczęła je wycierać w spodnie. Jakby chciała ją zetrzeć, zmyć z siebie poczucie winy.
Matthew nic nie mówił. Patrzył na drogę i zastanawiał się, gdzie może skręcić by uciec. Ale dookoła były same pola.. Żadnych lasów.. Nic.. Wolna przestrzeń, która teraz wydawała się ich pochłaniać. Nie mógł też jechać dalej, bo nawet nie wiedział dokąd prowadzi droga. Zatrzymał auto. Do oczy podeszły mu łzy. Zacisnął pięści na kierownicy, bo nie mógł opanować drżenia rąk.
- Wybacz Jil... Nie mamy dokąd uciec. Może porozmawiam z nimi. Może to coś da. W końcu chcą ratować ludzkość do cholery.. a nie ją niszczyć.. - był kłębkiem nerwów. Nie widział co robić. Po raz pierwszy w życiu był beznadziejnie bezradny. Poczuł, że faktycznie jest tylko słabym człowiekiem.

      Auto, które ich goniło zatrzymało się obok. Wysiadła z niego Jessica ze swoim partnerem. Chwilę później helikopter wylądował na drodze za nimi. Otoczyli ich.
Patrzyli jak śmigła powoli przestają się kręcić. Jil obserwowała wszystkich zastanawiając się, z której strony stanąć by osłonić sobą Matta. Wydawało jej się, że to jemu będą chcieli zrobić coś złego, a jeśli go osłoni to nic im się nie stanie. Naiwny plan, ale jedyny jaki miała. 
Z helikoptera wysiadł Kyle. Otworzył boczne drzwi. Zobaczyła wtedy dwóch mężczyzn podobnych do tego, który "porwał" ją spod sklepu. Za nimi wyszedł jakiś facet. Domyśliła się, że to szef. Był ubrany znacznie bardziej elegancko niż reszta, a jego twarz wyrażała same złe emocje.
Partner Jessici i tych dwóch innych mężczyzn w czarnych garniturach i okularach, wyciągnęło pistolety i wymierzyło w ich stronę. Zostali otoczeni. Jil stanęła przed Mattem.
Do niej strzelać raczej nie będą - pomyślała.
- Witam Panią, panno Pillow - zaczął stanowczym, chłodnym tonem. Kyle, który stał obok niego patrzył tylko nie odzywając się ani słowem - zapewne wie Pani, dlaczego tu jestem i dlaczego doszło do czegoś takiego...
-Domyślam się - burknęła cały czas obserwując dookoła wszystkich. Była czujna, gotowa w razie potrzeby zaatakować.
- Widzę, że nie zamierzasz przestać.. A przecież tyle razy panią ostrzegano.. - jego ton stawał się coraz bardziej chłodny, nie znoszący sprzeciwu. Zobaczył, że nie robi na niej wrażenia gdy jest w miarę uprzejmy. Przeszedł więc do ostrzejszych środków - Chyba nie chcesz by mu się coś stało? - zapytał i kiwnął na Matthew, który stał jak wryty tuż za nią.
- Nie dotkniesz go! - wysyczała wściekła. - Nic mi nie zrobicie.. A ja nie dam zrobić krzywdy jemu! - było widać że się boi, że jest bezradna, ale udawała twardą i pewną siebie.
Rozmyślała co zrobić, jak to rozegrać by mogli uciec. Sytuacja jednak była bardziej niż beznadziejna. 
Szef kiwnął na dwóch twardzieli, którzy mu towarzyszyli jako ochrona. Zrozumieli to polecenie i podeszli chwytając Jil za ramiona. Spojrzała na niego wściekle i po chwili zaatakowała mężczyzn. Nie było to takie trudne jak się okazało. Leżeli na ziemi zwijając się z bólu, a Jil stała wściekła między nimi mając zaciśnięte pięści. Obracała się powoli dookoła, obserwując czy ktoś jeszcze chce ją powstrzymać.
- Po co ci to? Dobrze wiesz, że nie wygrasz Jeyline. - powiedział szef.
- Jil proszę.. lepiej odpuść.. - powiedziała Jessica płaczliwym głosikiem.
Kyle stał z zaciśniętymi pięściami obok szefa. Nadal nic nie mówił.
- Nie chce żyć z kimś kogo nie kocham! Nie rozumiecie?! Nie obchodzi mnie wasza teoria! Róbcie sobie co chcecie, ale z innymi. Nie ze mną! - cały czas spoglądała na Kyle`a i partnera Jessici. Ochroniarze podnieśli się z ziemi, ale nie zaatakowali ponownie. Stanęli obok i spojrzeli na szefa.
- Widzę, że nie można inaczej. Rick. - powiedział szef spoglądając na partnera Jessici i dał mu znak.
Ten podszedł do Jil i złapał ją za ręce krzyżując je z tyłu, tak że nie mogła nic zrobić. Był znacznie silniejszy od dwóch poprzednich facetów. Nie była w stanie z nim wygrać, przestała się więc mocować i spojrzała na szefa.
Podszedł on do Matthew.
- I co my teraz mamy z tobą zrobić? - powiedział niby nie wiedząc - Widzę, że nie kochasz jej tak na prawdę.. Powinieneś kazać jej odejść.. - powiedział i uderzył go w twarz - Byłeś tak głupi i sądziłeś, że wam się to uda? Że przed nami można uciec? - zaśmiał się kpiąc z niego.
- Przestań. - wrzasnęła Jil. Znów spróbowała się wyrwać.
Matt dotknął ręką twarzy. Chciał rzucić się na szefa, ale zrezygnował. Zmierzył go tylko wściekłym wzrokiem. 
- Zabić go, a ją zabrać do laboratorium.. - wydał rozkaz i ruszył do helikoptera. 
Mat poczuł nagle straszny ból z tyłu głowy, a potem także w różnych miejscach na ciele, jakby go zaczęli okładać jakimś kijem.
Ostatnie co słyszał to krzyki Jil.
- Nie! Niee...!! - były przerażające.
A teraz widział tylko ciemność...
Jil.. wybacz mi, że nie mogłem cię obronić.. Właśnie złamałem daną ci obietnicę. Miałem być zawsze przy tobie... Wybacz mi.. - pomyślał, a później stracił przytomność.

***

     Kyle dostał wiadomość, że całą agencja stanęła na głowie i każdy szuka Jil. Podobno pozbyła się jakoś nadajnika i uciekła.
Czy ona jest nienormalna? Co jej strzeliło do głowy? - poczuł lęk o nią. Pomyślał też, że musi znaleźć ją przed nimi. Przecież jak ją dopadną to.. Bał się nawet o tym myśleć, co mogą jej zrobić.
Nie zdążył jednak wyjechać daleko, bo szef zadzwonił i oznajmił, że leci z nimi jako pilot. Znali już jej położenie.
No tak.. To w końcu agencja.. Największa, najbardziej wpływowa korporacja na świecie, o której istnieniu nie ma nikt pojęcia. Im nie umknie nic. Znajdą każdego, gdziekolwiek by był.. - pomyślał - Głupie złudzenie miałem myśląc, że mogę ich oszukać.. Tak jak z resztą Jeyline.

     Miał ochotę rzucić się w pewnym momencie na nich. Jej słowa zabolały go, dlatego nic nie zrobił, dlatego pozwolił by ją uśpili i zabrali. A tego chłopaka.. sam zadał mu parę ciosów. To jego wina! To on ją w to wpakował.. 

6 komentarzy:

  1. Co ja bym dała aby pisać tak wspaniałe rozdziały i tak bardzo wciągać czytelnika. Czytałam z zapartym tchem. Mam jednak nadzieje, że nie pisać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam jednak nadzieje, że nie skończysz pisać. * :D

      Usuń
  2. świetny opis pisz pisz pisz pisz dalej.
    Dużo weny życzę ;)i zapraszam do siebie
    http://fuckyoubitchilovemetal.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj! Świetny blog. Przeczytałam już prawie wszystkie opowiadania. Będę wpadać częściej :) Dołączyłam do obserwatorów oraz napisałam w "powiadomieniach" adres do siebie.

    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cię do nagrody Liebster Awards. Więcej informacji znajdziesz u mnie na: zgodnie-z-sercem.blospot.com w zakładce "BIURO WSZYSTKIEGO"

    Zapraszam również na najnowszy rozdział :)
    Pozdrawiam Alisa ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj :) Przeczytałam już wszystko więc teraz mogę powiedzieć coś więcej niż w poprzednim komentarzu.Jestem naprawdę w szoku, chociaż to było do przewidzenia zważywszy na to, że ta cała agencja to banda psycholi. Jak można tak komuś życie ustawiać?! To chore! No i okej, Matt był strasznie poukładany, dobry, a przez to w moim odbiorze trochę irytujący (Kayle zresztą) ale to nie powód, żeby go zabijać. Gdyby ktoś tak mi życie układał, chybabym się zabiła :) To samo moim zdaniem powinna zrobić Jeyline, chociaż wtedy dalszy ciąg nie miałby żadnego sensu. A mam nadzieję, że jakiś planujesz i .że to nie koniec tej historii? Chociaż przyznam szczerze, że pozbyłabym się kilku osób (Kayla zwłaszcza), ale tak wiem to niemożliwe :)Pozdrawiam i dziękuje, że dołączyłaś do obserwatorów na moim blogu :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy