4.11.2012

Rozdział 7: Wyznanie.


     Wakacje dobiegły końca. Jil przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie miała studiować. Dom, w którym mieszkała do tej pory z matką, postanowiła sprzedać. Było jej ciężko rozstać się z domem i tymi przedmiotami, wszystko przypominało jej dzieciństwo. Chciałaby znów być małym dzieckiem. Śmiać się ze wszystkiego, a nie przejmować jak teraz.

     Tego dnia miała zabrać resztę rzeczy do nowego mieszkania. Matt powinien zaraz po nią przyjechać. Biegała po całym domu sprawdzając czy niczego nie zapomniała.
- Jestem.. ale dzisiaj upał.. - zawołał i przetarł ręką spocone czoło.
- Tak, strasznie gorąco. Szkoda, że wakacje się już skończyły.. Pogoda w sam raz by pojechać nad wodę - odpowiedziała schodząc do niego na dół. W rękach niosła karton.
Postawiła pudło na ziemi. Przejrzała pozostałe, które tam leżały.
- Wszystko zabrałaś? - zapytał zaglądając do salonu. Z holu miał widok na salon i kuchnię. Meble były pozasłaniane białym materiałem, by nie osiadał na nich kurz. Wszystkie drobiazgi i zdjęcia zniknęły ze ścian i półek. Zrobiło się pusto w niegdyś przytulnym domu.
- Chyba tak. Na razie nikt nie zgłosił się w sprawie kupna domu, więc jak coś będę mogła tu jeszcze wrócić.
Spojrzała szybko po kuchni i holu czy nic nie zostało. Matt zabrał kartony do auta. 
Zamknęła drzwi domu i dołączyła do niego. Zanim odjechali spojrzała ostatni raz na krajobraz wokół domu i sam dom. Chciała go zapamiętać, jako symbol dzieciństwa i jej poukładanego życia jakie kiedyś prowadziła. Teraz wszystko się zmieniło… 

     Podróż w upale dłużyła im się strasznie i nie należała do przyjemnych. Do Nowego Jorku mieli około cztery godziny drogi.
Kiedy zajechali na miejsce zanieśli pudła do mieszkania, a potem poszli na spacer.
Po południu Jil zajęła się urządzaniem pokoju i układaniem swoich rzeczy. Czuła się nieswojo w nowym miejscu. Mieszkanie miała wynajmować na pół z jakąś dziewczyną, ale jeszcze jej nie było. Każda miała swój pokój, wspólna była łazienka i kuchnia. Wszystko czego potrzebowały studentki tam było.
Usłyszała jak ktoś otwiera drzwi. Chwilę nasłuchiwała czy czasem jej się nie wydawało, ale w końcu wyszła do przedpokoju.
Okazało się, że to jej współlokatorka. Weszła obładowana walizkami, ciągnąc za sobą największą torbę. Przez moment Jeyline zastanawiała się jak aż tutaj dotarła, to naprawdę było trudne do wykonania, biorąc pod uwagę stare schody na klatce (winda była w remoncie) i to, że mieszkają na szóstym piętrze.
- Cześć - powiedziała dziewczyna z uśmiechem.
- Hej.. - odparła Jil - Może pomogę ci z tymi torbami.. - zaproponowała idąc w jej stronę.
- Dzięki - uśmiechnęła się.
Razem zabrały wszystko do drugiego pokoju.
- Jestem Alex - podała jej rękę.
- Jil.
- Fajnie, że będziemy razem mieszkać - uśmiechnęła się, potem jednak mina jej zrzedła - Na samą myśl ile tego jest, nie chce mi się wyciągać tych rzeczy..- dodała spoglądając na stertę toreb i walizek.
- Tak, ja też dopiero zaczęłam.. Ale w końcu kiedyś trzeba będzie to zrobić - dodała z uśmiechem.
- To może ja też się za to zabiorę. Potem pogadamy przy herbacie - powiedziała Alex i wzięła pierwszą walizkę.
- Ok, jak coś to przyjdź do mnie - Jil poszła do siebie i wróciła do urządzania swojego pokoju.

*** 

     Następnego dnia rano odbyło się rozpoczęcie roku na uczelni. Matt studiował i pracował gdzie indziej, więc umówili się przed uczelnią Jil. Tego dnia nie miała zajęć, na szczęście. Inni musieli po ceremonii iść na zwykłe zajęcia i siedzieć po dwie godziny w sali, słuchając często nudnych wykładów. Jak to mówiono: „To już nie jest szkoła podstawowa.. To są studia”. Wytłumaczenie dobre na wszystko.. Dla wykładowców oczywiście.. Uroczystość, jak wszystkie tego typu, była nudna i trwała zdecydowanie za długo. Kiedy skończyła się Jil wyszła z budynku i ruszyła w kierunku bramy głównej.
Nagle zakręciło jej się w głowie. Zobaczyła jak przez mgłę ulicę i Matta. Machał do niej i biegł przez ulicę. W momencie kiedy był na środku jezdni, nadjechało rozpędzone auto. Zginął na miejscu.
Jeyline ocknęła się i przerażona rozejrzała dookoła. Co to było?

Stała nadal w tym samym miejscu, zupełnie jakby nic się nie stało. Nigdy wcześniej nie doznała czegoś takiego. Wyszła zza rogu budynku i zobaczyła bramę uczelni, a za nią.. dokładnie ten sam obraz jaki przed chwilą przewidziała.
Pobiegła czym prędzej w tamtą stronę. Matt rozejrzał się i gdy ją zobaczył zaczął do niej wołać:
- Jiil! Heej!
- Matt! - próbowała krzyczeć by tam został. Jednak uczelnia była blisko ruchliwej drogi, auta ciężarowe w oddali robiły straszny hałas. Wszystko ją zagłuszało, jakby nie pozwalało go ocalić.
Matt wszedł na ulicę. Spojrzała w prawo i zobaczyła to auto. Pędziło prosto na niego.
Jil skoczyła szybko i pchnęła go na chodnik. Oboje upadli na płytki, kierowca nawet się nie zatrzymał. Ludzie przystanęli i zaczęli im się przyglądać. Wszystko stało się tak szybko.
- Jil.. co ty? - nie wiedział co się dzieje. Był w totalnym szoku, ogłuszony tym co się stało.
- Nic ci nie jest? - zapytała pomagając mu wstać.
- Nie.. ale.. jak? Skąd wiedziałaś że pojawi się tu to auto? On jechał strasznie szybko, nawet ja go nie widziałem.
- Po prostu miałam przeczucie..
- Przeczucie?! Mogłaś tam zginąć!
- Ty też! Dobra chodźmy stąd.. - zaczęła się denerwować. To co zrobiła nie było normalne. Zwykły człowiek nie zdążyłby tak szybko zareagować. Liczyła na to, że zaraz zapomni.
- Boże.. nie mogę w to uwierzyć.. i pojąc tego nie mogę - ten jednak dalej kontynuował.
Ludzie obserwowali ich ze zdziwieniem, nikt nie zapytał jednak czy im pomóc.
Czuła się strasznie, jak nienormalna. Zaczęła iść szybkim krokiem w stronę parku. Matt ruszył za nią. Kiedy znaleźli się w parku, z dala od tłumu, Jil nie wytrzymała i z nadmiaru emocji. Po policzku spłynęły jej łzy.
- Musiałam to zrobić, żeby cię uratować…
- Ale skąd wiedziałaś, że coś takiego się stanie…? I… Jak tak szybko znalazłaś się obok mnie?! - był w szoku, ale nie zamierzał odpuścić.
Jil westchnęła, odwróciła wzrok. Zaczęła butem zagarniać ziemię na boki.
- Jak wychodziłam ze szkoły, miałam jakby przewidzenie… - powiedziała niepewnie - Nie wiem jak to nazwać.. Po prostu zobaczyłam to, co się stanie… - Po tych słowach spojrzała mu w oczy - Matt.. ty mogłeś tam zginąć - dodała załamującym się głosem. Takie słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.
- Jil sory.. ale.. chcesz mi powiedzieć, że przewidziałaś moją śmierć? - zrobił zdziwioną minę, patrzył na nią co najmniej jak na wariatkę - Jak w oszukać przeznaczenie… - Nie rozumiał po co mówi mu takie rzeczy.

     Zobaczyła, że jej nie wierzy, że nic nie daje to, iż próbuje mu logicznie wszystko wyjaśnić. Postanowiła powiedzieć mu prawdę, ale najpierw musi ochłonąć. On z resztą też.
- Masz rację.. to brzmi głupio.. - odparła zakładając włosy za ucho - Ale o czymś muszę ci powiedzieć.. Spotkajmy się wieczorem, porozmawiamy na spokojnie ok?
- No dobra.. - powiedział sucho. W tej chwili był na nią zły. Sam nie wiedział dlaczego, ale nie miał ochoty dłużej tam stać i słychać jej głupich wymówek. W jego rozumowaniu postąpiła lekkomyślnie, mogła zginąć i niech mu nie pieprzy, że może widzieć przyszłość.. Nie pomyślała o tym, że mogła tam umrzeć?
Spojrzał na nią po raz ostatni, odwrócił się i odszedł.
     Jil stała tam czując się jak mała dziewczynka, która zgubiła się w wielkim sklepie i nie może znaleźć mamy. Znów poleciały łzy. Czasami nienawidziła się, że tak na wszystko reaguje. Od pierwszej wizyty w laboratorium jej uczucia i emocje są dziwnie spotęgowane.
Kiedy pozbierała nieco myśli i uspokoiła się, ruszyła do mieszkania.

*** 

     Napisała mu sms’a gdzie dokładnie się spotkają i o której. Wyszła na dach bloku, w którym mieszkała. Miał on dziesięć pięter, więc widok z góry był niesamowity. Usiadła na papie, podkładając tylko kawałek kartonu, żeby nie pobrudzić jasnych jeansów.
Obserwowała jak zachodzi słońce, a na mieście zapalają się latarnie. Tutaj mogła pomyśleć na spokojnie. Zastanawiała się, czy jest sens mu to mówić, skoro nie uwierzył w przewidywanie przyszłości.. Przecież to, co ma mu do powiedzenia, jest jeszcze dziwniejsze. Kyle miał trochę racji.. ludzie nawet nie są w stanie sobie takich rzeczy wyobrazić. Mimo, że oglądają film, nie wierzą w to, że może jest w tym czymś ziarno prawdy. Może ktoś nie wymyślił tego sam, a może ten ktoś jest jak ona. Masa myśli zaczęła przelatywać przez jej głowę.
W końcu musiała się zbierać. Poszła się przebrać i wyszła na miasto.

     Idąc chwilę sama, w wyznaczone miejsce, spojrzała w górę na księżyc w pełni.
Pogodna noc.. może to dobry znak - pomyślała. Jej świętej pamięci babcia, wierzyła w takie zabobony. Jil zawsze się z nich śmiała. No bo na przykład, jak mały, niewinny kot, może przynieść pecha, sprowadzić nieszczęście, czy coś w tym stylu. Co z tego, że jest czarny.. Czy to jego wina, że taki się urodził? - uśmiechnęła się do siebie, na wspomnienie babci i chwil z nią spędzonych.
Patrząc na księżyc lśniący między wieżowcami, wpadła na pewien pomysł.

     Matt czekał już na nią na ławce. Podeszła do niego i chwyciła za rękę.
- Chodź ze mną - powiedziała cicho, ciągnąc go w ścieżkę prowadzącą między dwa wysokie wieżowce.
Spojrzał na nią niepewnie. Zatrzymali się na końcu wąskiej, zupełnie ciemnej uliczki.
- Zamknij oczy - poprosiła.
- Co? - wydało mu się, że chyba źle zrozumiał.
- Zamknij je, proszę..
Zrobił co mu kazała. Objęła go w pasie.
W mgnieniu oka znaleźli się na dachu jednego z wieżowców.
Poczuli wiatr na twarzach. Matt otworzył oczy. Dobrze, że go trzymała bo stracił równowagę. Zabrakło mu słów. Rozglądał się dookoła. W końcu spojrzał na Jil pytającym wzrokiem.
Pociągnęła go na środek i nie czekając, aż zada jakieś konkretne pytanie zaczęła:
- Muszę powiedzieć ci coś, co zabrzmi jeszcze dziwniej niż to, że przewidziałam twój wypadek.. Matt ja.. - nie patrzyła na niego, ale poczuła na sobie jego wzrok. Widział jak się męczy i że ciężko jej to mówić - Ja jestem inna.. Zostałam sztucznie stworzona przez naukowców i lekarzy…
Zmierzył ją wzrokiem od stóp po czubek głowy z dziwnym wyrazem twarzy.
- Tak wiem.. wyglądam normalnie.. - kontynuowała - Dowiedziałam się o tym niedawno.. w dniu swoich osiemnastych urodzin… Moja matka.. Ona mnie adoptowała. Nie wiedziała o niczym. Była pewna, że dostaje zwykłe, normalne dziecko… No bo my w sumie tacy jesteśmy…
- My? - zapytał zdziwiony.
- Tak… My. Jest nas bardzo dużo. Jesteśmy tworzeni po to, by zapewnić przetrwanie ludzkości..
Brzmiało to jak scenariusz filmu science fiction. Zdawała sobie z tego sprawę, ale co ona na to poradzi. Taka była prawda..
- Wiem, że trudno w to uwierzyć.. Pewnie sama bym nie uwierzyła nikomu, kto by mi coś takiego powiedział. Ale to niestety prawda - miała poważną minę - Wtedy na imprezie zostałam uprowadzona, a wy uśpieni gazem. Zabrali mnie do podziemnego laboratorium.. Widziałam to wszystko.. Tam powiedzieli mi czym jestem.
Skończyła i spuściła wzrok. Patrzyła na swoje buty.
- Jil.. ja nie wiem co powiedzieć..- wydukał, bo poczuł że czeka na jego reakcję - To jest takie.. dziwne - starał się zebrać jakoś myśli, ogarnąć całą tą historię.
- Ja wiem.. ale musiałam ci powiedzieć. Próbowałam wcześniej, wiele razy, ale zawsze coś mi przeszkodziło.. To nie takie łatwe.. Ale po tym co się dzisiaj stało, już nie miałam wyjścia… Cokolwiek pomyślisz.. musiałam ci powiedzieć - powiedziała patrząc mu w oczy, potem znów odwróciła wzrok.

Normalnemu człowiekowi takie rzeczy się nawet nie śnią. Co dopiero dowiedzieć się o tym od ukochanej osoby. Zrozumiałaby jakby ją przez to zostawił. Ale w głębi serca miała nadzieję, że tak się nie stanie. Poczuła ulgę, że w końcu to z siebie wyrzuciła. Teraz czekała tylko na konsekwencje tego czynu.

*** 

     Matthew był wściekły. Idąc z parku do domu miał ochotę coś rozwalić.
Jak mogła być tak głupia, żeby rzucać się pod auto.. I jeszcze ta bajka z widzeniem przyszłości - myślał. Ciągle przejmował się tylko tym.
Dopiero w mieszkaniu, gdy usiadł na łóżku i na spokojnie przemyślał to, co się stało zrozumiał, że ona nie jest normalna. Coś go w niej niepokoiło. Tak.. ostatnio była inna, ale też przeżyła tak wiele. Może to tak na nią działało.
Nie umiał zrozumieć tego co miało miejsce kilka godzin wcześniej. Wyszedł z mieszkania wcześniej i poszedł w umówione miejsce. Miał nadzieję, że jakoś logicznie mu to wyjaśni.

    Jej słowa z trudem to niego docierały. Umysł zaczął się zwieszać jak stary komputer. Co ona mówi? Przecież wygląda jak przeciętna dziewczyna. Żadnych podejrzanych zmian, tatuaży.. Powoli trawił to wszystko. Jak skończyła mówić, zapadła niezręczna cisza. Zastanawiał się co powinien powiedzieć, zrobić.
Kochał ją, a raczej tą zwyczajną Jeyline, czy mógł pokochać taką, jaka jest teraz?

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podobają twoje opowiadania.
    Masz fajny styl pisania i dodajesz długie posty co w moim przypadku jest nie możliwe;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie piszesz. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały. Przy okazji zapraszam również do mnie http://boo-opowiadania.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy